• 12-636-18-51
  • wydawnictwo@plantpress.pl
ogrodinfo.pl
sad24.pl
warzywa.pl
Numer 02/2006

JAKA PRZYSZŁOŚĆ POLSKICH RÓŻ?

— Jak kwiaty róż polskiej produkcji mogą konkurować z tymi napływającymi z importu, które pochodzą głównie z Holandii i — coraz częściej — z Afryki czy Ameryki Południowej?

Adam Orłowski: Przede wszystkim jakością. Od marca do połowy października nasze róże są równie dobrej jakości, jak holenderskie. Natomiast gorzej jest w okresie jesienno-zimowym. Polscy producenci nie powinni wówczas unikać doświetlania roślin, dlatego że kwiaty z upraw niedoświet­lanych, szczególnie od października do połowy grudnia, są złej jakości. Doświetlanie nie gwarantuje nam wprawdzie dużego zarobku, ale pozwala "zatrzymać" hurtownika, który nie szuka wówczas towaru pochodzącego z importu.

Towar, który w tym czasie przywożony jest z Holandii, pochodzi bowiem zwykle z plantacji doświetlanych. Choć nie zawsze. Tam również koszty produkcji wzrosły i w bieżącym sezonie część upraw szklarniowych nie była doświetlana w okresie zimowym. A więc niektórzy Holendrzy przechodzą na podobny system produkcji, jaki funkcjonuje w wielu polskich gospodarstwach. Z drugiej strony, sporo firm holenderskich prowadzi pod swoim szyldem produkcję róż w Kenii czy w innych krajach afrykańskich, gdzie warunki świetlne i inne czynniki bardzo sprzyjają wzrostowi róż, i skąd sprowadzany jest towar na europejski rynek. Na przykład De Ruiter Roses ma w Afryce swoje plantacje na powierzchni 20 ha, w jednym kompleksie.

Ważną rolę, jeśli chodzi o konkurencyjność towaru, odgrywa również opakowanie — sam już wprowadziłem kody kreskowe na folię do pakowania kwiatów, co znacznie ułatwia handel z hurtownikami. Osobiście nie zajmuję się eksportem, ale firmy kupujące ode mnie kwiaty róż, sprzedają je w Czechach i Niemczech. Dobra jakość plus opakowanie to czynniki, które tę sprzedaż ułatwiają.

Celowe dla pobudzenia sprzedaży byłoby też rozpoczęcie promocji w kraju kwiatów róż z rodzimej produkcji.

— Czy wysokie są koszty instalacji niezbędnej do doświetlania asymilacyjnego i jej użytkowania?

AO: Jest to dosyć droga inwestycja. Przykładowo, doświet­lając 1 ha plantacji trzeba dysponować mocą około 1 MW, a żeby zapewnić roślinom natężenie 8000 luksów, trzeba zainstalować około 1000 lamp na hektarze szklarni. Coraz wyższe są również opłaty za energię elektryczną, ostatnio była kolejna, 2–3-procentowa podwyżka. Pocieszające jest jednak to, że od tego czasu można również kupować energię bezpośrednio od producenta, a miejscowy zakład energetyczny będzie pobierał tylko opłatę za jej przesyłanie. Być może ta mała prywatyzacja doprowadzi do wzrostu konkurencyjności zakładów energetycznych i pozwoli na obniżenie naszych kosztów związanych z energią elektryczną.

— Jak ocenia Pan asortyment odmian znajdujących się w uprawie w Polsce?

AO: Jest bardzo dużo nowych odmian, ale to, które z nich rynek zaakceptuje, okazuje się dopiero w trakcie sprzedaży. Na przykład, pewna odmiana z przedsiębiorstwa Kordes, która pojawiła się w ubiegłym roku i była mocno promowana przez tego hodowcę, okazała się niewypałem na rynku, ze względu na bardzo małą trwałość kwiatów po ścięciu. Wprawdzie przechowywane w chłodni wyglądały normalnie, ale w warunkach pokojowych więdły po jednym, dwóch dniach, przez co konsumenci szybko zrazili się do tej odmiany.

Niepewność co do trafnego wyboru nowości, a także specyfika naszego rynku, sprawiają, że większość polskich producentów róż szklarniowych uprawia wiele odmian na raz — ja mam ich ok. 30 na swojej plantacji. To stanowi dodatkowe utrudnienie.

— Czy są jakieś nowe rozwiązania dotyczące opłat licencyjnych, które muszą wnosić producenci kwiatów róż?

AO: Problem licencji jest bardzo trudny do rozwiązania, co wynika przede wszystkim z wysokości opłat. Niewielu jest jeszcze u nas producentów, którzy prowadzą uprawę całoroczną z doświetlaniem roślin w zimie i nie sprawiają kłopotów licencjobiorcom. Większość uprawia róże sezonowo, bez doświetlania, z okresem spoczynku i obniżoną temperaturą w zimie. Dla nich wydatek 0,85 euro za sadzonkę, bo tyle wynosi opłata lecencyjna, jest niewspółmiernie wysoki do uzyskiwanych efektów produkcyjnych. Podjęliśmy jako stowarzyszenie negocjacje z właścicielami licencji odnoś­nie do wysokości opłat naliczanych tym producentom, którzy uprawę prowadzą sezonowo, i na razie tylko jedna firma zgodziła się na obniżenie w tym przypadku opłat licencyjnych o 50%. Inne zaś wychodzą z założenia: "Jak cię nie stać, to nie uprawiaj!"

— Co się dzieje, gdy producent uprawiający jakąś odmianę rezygnuje z niej np. po roku, czy wówczas musi wnieść 100% opłat licencyjnych?

AO: Takie sytuacje często się zdarzają, szczególnie w odniesieniu do nowych odmian. Jednak zasadniczo umowa jest taka, że do roku, gdy dana odmiana nie sprawdzi się
w produkcji lub nie przyjmie się na rynku, można ją usunąć z plantacji nie opłacając licencji, ale w zamian trzeba posadzić inną odmianę z tej samej firmy, z której pochodziła ta wycofana. W ten sposób hodowca nie angażując własnych środków promuje odmianę kosztem ogrodnika, który często zastanawia się, czy dalej ją uprawiać, czy też nie, czekając na to, jak rynek zweryfikuje tę nowość.

— Czy widzi Pan szansę zmiany na lepsze, a więc oferowanie przez hodowców i ich przedstawicieli tylko odmian już dobrze sprawdzonych, także w naszych warunkach produkcyjnych i rynkowych?

AO: Nie, to jest raczej niemożliwe, dlatego że każdy rynek jest inny. Inne są gusty i przyzwyczajenia konsumentów pod względem kolorystyki i wielkości kwiatów. W każdym kraju rynek sam musi zaakceptować dana odmianę. Wobec tego trudno jest przewidzieć, czy odmiana, która dobrze się sprawdza w warunkach francuskich, angielskich czy niemieckich, sprawdzi się także w warunkach polskich. Wydaje mi się, że firmami, które najlepiej trafiają obecnie w gusty polskich konsumentów, są Rosen Tantau i Schreurs.

— Jak długi jest żywot odmiany, jak często wymieniane są nasadzenia?

AO: Obecnie większość nasadzeń jest utrzymywana do 4 lat. W momencie likwidacji około 50% odmian jest wymieniane na nowe — te, które się dobrze przyjęły na rynku, pozostają w dalszej uprawie. W ostatnich pięciu, sześciu latach duży udział na plantacjach mają nowe, wprowadzane w danym roku, odmiany.

— Czy nie należałoby dążyć do bardziej zorganizowanego działania naszych ogrodników zajmujących się uprawą róż i tworzenia, na przykład, grup producenckich, podobnie jak to się dzieje w branży warzywniczej czy sadowniczej?

AO: Pomysł nie jest zły, ale istnieje problem poziomu produkcji w poszczególnych gospodarstwach, a także przygotowania kwiatów do handlu. I tak, jakość powinna być wysoka, stabilna i wyrównana, a ponadto potrzebne jest jednolite opakowanie, tak by trudno było odróżnić, z którego gospodarstwa pochodzą poszczególne partie towaru. Samo bowiem stworzenie grupy producenckiej, bez zachowania tych rygorystycznych reżimów jakościowych, nie ma sensu.

— Miniony rok okazał się mało korzystny dla wielu producentów róż pod osłonami, mówi się, że ceny spadły o 20% w porównaniu z rokiem 2004. Jakie są powody tej dekoniunktury? Czy coś się może zmienić w roku 2006?

AO: Tak, w zeszłym roku ciepła i długa jesień sprawiła, że na rynku dużo było kwiatów niskiej jakości, pochodzących z upraw niedoświetlanych. Taki towar można było spotkać na rynku jeszcze w drugiej połowie grudnia: jakościowo kiepski, ale — co się liczy dla niektórych nabywców — tani. A jak wiadomo, niezbyt zamożni polscy konsumenci częstokroć wolą właśnie tego typu towar — nawet mało atrakcyjny pod względem jakości, za to atrakcyjny cenowo. Duży wpływ na cenę ma też, i w dalszym ciągu będzie miał, nasilający się import kwiatów róż z Afryki, nie zawsze wysokiej jakości, ale oferowanych po niskiej cenie (w połowie grudnia 2005 roku kwiaty długości 40–50 cm można było kupić za 1 zł). Takie ceny uzyskiwane przez polskich producentów absolutnie nie rekompensują kosztów ogrzewania i doświet­lania plantacji! W krajach afrykańskich produkcja może być tania, ponieważ nie wymaga nakładów na energię — przez cały rok rośliny mają zapewnione, w naturalny sposób, odpowiednie warunki termiczne i świetlne. Nie wydaje mi się, by w 2006 roku coś miało się w tym względzie zmienić. Może się natomiast "poprawić" u nas pogoda jesienią, co zwiększy konkurencyjność kwiatów róż dobrej jakości ze szklarniowej rodzimej produkcji.

— Życzę Panu i innym producentom jak najlepszych wyników w bieżącym sezonie i dziękuję bardzo za rozmowę.

rozmawiał Mariusz Podymniak