Właściwy model sadu | |||
Na początku lat 90. ubiegłego wieku dużym zainteresowaniem sadowniczej czołówki cieszyły się jabłoniowe sady "holenderskie". Uważano, że takie nasadzenia, zwłaszcza super wrzecionowe są nowoczesne — chodziło o minimalizację nakładów pracy przy równoczesnych znacznych nakładach kapitałowych.
Dość powszechnie zadawano sobie pytanie, do jakiej granicy dojdzie liczba drzew na hektarze — oczywiście przy uwzględnieniu aspektów ekonomicznych. Częściowej odpowiedzi na to pytanie udzielił w 1993 roku na seminarium w Limanowej dr J. Goedegebur z Holandii. Przedstawił on wyniki modelowych obliczeń dochodu netto w zależności od liczby drzew na hektarze. Dochodowość spadała tym szybciej, im większa była liczba drzew na hektarze. Dla 16 i 20 tysięcy drzew na hektarze dochodowość spadała już w siódmym roku po posadzeniu, a utrzymywała się na wysokim poziomie zaledwie przez 4 lata, nie przekraczając przy tym wysokości osiągniętej w trzecim roku po posadzeniu. Natomiast dla 2 i 4 tysięcy drzew na hektarze dochód netto spadał dopiero w dziesiątym roku po posadzeniu, a utrzymywał się na maksymalnym poziomie przez 5 do 6 lat. Prelegent wyraził opinię, że w ówczesnych warunkach ekonomicznych Holandii za optymalną można było uznać liczbę 12 tys. drzew na hektarze. (Jak się niebawem okazało, nie na długo!). Przy dużych zagęszczeniach pojawiały się problemy związane z formowaniem koron i ich pielęgnacją, jak również z budową i eksploatacją coraz bardziej wymyślnych rusztowań. Już wtedy zresztą pojawiły się w sadownictwie holenderskim pierwsze symptomy przeinwestowania, które w następnych latach się nasilały, doprowadzając w końcu do tego, że w ostatnim okresie produkcja jabłek była większa w maleńkiej Belgii niż w Holandii. | |||
| |||
Uzasadniona ostrożność | |||
Polskim sadownikom udało się ominąć pułapkę przeinwestowania — wykazali się dystansem i umiarem. Nie dysponujemy niestety danymi, pozwalającymi na precyzyjne określenie struktury polskich sadów jabłoniowych co do używanych podkładek i gęstości nasadzeń. Częściowo takich informacji dostarczają dane GIIN, dotyczące zakwalifikowanych podkładek (tabela). Jak widać, dominacja podkładek półkarłowych (głównie 'M.26') utrzymuje się nadal, chociaż równocześnie dynamicznie rośnie znaczenie karłowych (głównie 'M.9'). W nowoczesnych gospodarstwach szkółkarskich już od dwóch, trzech lat udział tej podkładki w matecznikach i w produkcji drzewek przekracza 70%, a drzewka takie najszybciej znajdują nabywców. Taki obraz sytuacji umożliwił mi wyróżnienie trzech typów gospodarstw.
| |||
| |||
Wypracowany model | |||
Czy w obecnych warunkach ekonomicznych zachowała aktualność definicja nowoczesnego sadu z 1993 roku? Tylko częściowo. Dziś trzeba produkować dużo dobrej jakości owoców nie tylko przy możliwie niskich nakładach pracy. Konieczne jest także oszczędne gospodarowanie posiadanymi pieniędzmi. Wszystko to związane jest ze spadkiem cen jabłek i stale rosnącymi nakładami na produkcję.
W porównaniu z początkiem poprzedniej dekady zalecane technologie produkcji uproszczono, a co za tym idzie obniżyły się nakłady pracy i koszty produkcji. Niektóre problemy z prowadzeniem drzew w sadzie rozwiązano w prosty sposób. Zalecany na początku lat 90. ub. w. 50–60-cm pień okazał się zbyt niski. Dolne gałęzie drzew, odginając się pod ciężarem owoców, dotykały ziemi. Uniemożliwiało to pielęgnację gleby pod drzewami i powodowało zabrudzenie owoców. W efekcie, trzeba było podwiązywać dolne gałęzie, co było kosztowne i kłopotliwe. Te niedogodności wyeliminowano poprzez zwiększenie wysokości pnia do 70 cm dla odmian typu 'Gloster', 'ampion' (fot. 1), 'Gala', a 90–100 cm dla odmian 'Cortland', 'Paulared' czy tych z grupy 'Jonagolda'. Bardzo dobrym rozwiązaniem okazała się propozycja uprawy jabłoni z ograniczeniem do minimum cięcia w pierwszych latach po posadzeniu. Ponieważ miałem okazję formować drzewka zgodnie z jej zasadami, mogę pokusić się o sformułowanie kilku jej podstawowych zalet. Zasadnicze prace przy formowaniu koron (jeżeli sadzi się drzewka nierozgałęzione) koncentrują się w pierwszych dwóch latach prowadzenia sadu i można je wykonać już na początku wegetacji. Polegają one głównie na wyrywaniu górnych pąków (zwykle 6–8) na zeszłorocznym drewnie przewodnika. Później konieczne są tylko drobne korekty, polegające na wyrywaniu pędów bocznych zbyt grubych albo rosnących zbyt wysoko czy zbyt nisko. Nieco więcej pracy wymagają odmiany ogałacające się — 'Rubin', 'Cortland', 'Paulared' — u nich konieczne jest, najlepiej dwukrotne, a nawet trzykrotne skracanie w sezonie wegetacyjnym tegorocznych pędów. Ten sposób formowania pozwala na uzyskanie koron o dobrych kątach odchodzenia pędów bez ich rozginania, nawet u ostatnio znów bardzo modnego 'Glostera' (fot. 2). Pracochłonność tych zabiegów jest na tyle mała, że jeden wykwalifikowany pracownik jest w stanie przeprowadzić je w kilkuhektarowym sadzie. Formowane tak drzewka, począwszy od drugiego roku po posadzeniu, wymagają podpór, ale bardzo prostych. Wystarczą słupy wkopane w rzędzie co około 10 m, pomiędzy którymi trzeba rozciągnąć dwa druty. Bardzo proste i mało pracochłonne jest także cięcie, rozpoczynające się w 3., 4. roku po posadzeniu i polegające na jednorazowym wycięciu na czop dwóch, trzech najgrubszych gałęzi. Metoda ta radykalnie zmniejszyła pracochłonność i koszty formowania koron. Wydaje się, że zarysowane należy kontynuować tendencje technologiczne, prowadzące do uproszczenia niezbędnych zabiegów w pierwszych latach życia sadu, skrócenia okresu inwestycyjnego i znacznego obniżenia kosztów, zwłaszcza w obliczu kryzysowej sytuacji naszego sadownictwa. Zakładaniu nowych nasadzeń jabłoni musi towarzyszyć likwidacja starych kwater. Niskie ceny jabłek przemysłowych w sezonach 2000/2001 oraz 2001/2002 świadczą o tym, że kryzys nadprodukcji dotyczy przede wszystkim tego sektora rynku. |