• 12-636-18-51
  • wydawnictwo@plantpress.pl
ogrodinfo.pl
sad24.pl
warzywa.pl
Numer 12/2003

KILKANAŚCIE LAT PO PIERESTROJCE

Gienadij Łastowski (fot. 1) rozpoczął przygodę z kwiaciarstwem w 1988 roku, w okresie pierestrojki. Skromne początki, polegające na dekorowaniu wnętrz roślinami, raczej nie wskazywały na to, że w niedalekiej przyszłości staną się podstawą biznesu, który będzie się z roku na rok coraz bardziej rozkręcał. Biznes ten to potężna dziś, moskiewska hurtownia Green Line, której powstanie i funkcjonowanie pokazuje kierunki rozwoju kwiaciarskiego rynku Rosji.


FOT. 1. GIENADIJ ŁASTOWSKI —
WŁAŚCICIEL MOSKIEWSKIEJ HURTOWNI GREEN LINE

Odpowiedni czas na import

Piętnaście lat temu, kiedy G. Łastowski zaczynał prywatną działalność "dekoratora", korzystał z roślin rodzimej produkcji, nawet pochodzących od hobbystów, a jego klientami były duże instytucje — banki, hotele, itp. — którym nie brakowało pieniędzy. Kryzys gospodarczy i podupadające ogrodnictwo w kraju spowodowały jednak, że "prywaciarz" z dość krótkim stażem musiał szukać sposobu na przetrwanie. Znalazł go w Holandii, gdzie nawiązał współpracę z firmą Zurel — eksporterem roślin ozdobnych. Zaczęło się od zakupu kilku kilogramów kwiatów ciętych w 1993 roku, odkąd zresztą formalnie istnieje Green Line. Jej właściciel podkreśla, że był pierwszym z obecnie działających w Rosji hurtowych sprzedawców, który sprowadził kwiaty z Holandii. Jak się później okazało, był to właściwy czas na taki "eksperyment".

Importowany towar zainteresował bukieciarzy, którzy coraz liczniej zaczęli odwiedzać hurtownię. Pojawiło się też zapotrzebowanie na rośliny doniczkowe. Po pół roku prowadzenia nowej firmy G. Łastowski importował już 5–6 ton kwiatów ciętych tygodniowo, po kilkaset różnych pozycji asortymentowych. Początkowo transport odbywał się samolotem, jednak masa towaru rosła i stawało się to nieopłacalne. Problem stanowiły zwłaszcza rośliny doniczkowe, których nie sposób na większą skalę sprowadzać tą drogą. Właściciel zdecydował się więc na przewóz ciężarówkami, co wydawało się dużym ryzykiem, ze względu na odległość dzielącą Moskwę od Amsterdamu. Obliczono, że na pokonanie tej drogi i kilku granic potrzeba co najmniej 70 godzin, a w przypadku roślin ozdobnych przekroczenie tego czasu mogło zakończyć się plajtą. Tak też myśleli przedstawiciele firm ubezpieczeniowych, które nie były początkowo skłonne wystawić polisy. Jednak trudności udało się pokonać, a pomyślne transporty ożywiły handel roślinami doniczkowymi i wzrost popytu na nie (fot. 2). Dziś podróż "ozdobnego" towaru z Kraju Tulipanów czy z Danii do firmy Green Line trwa 50–60 godzin.


FOT. 2. CZĘŚĆ HURTOWNI, GDZIE OFEROWANE SĄ ROŚLINY DONICZKOWE

Dalsze kroki

Kolejnym etapem było stworzenie działu z akcesoriami (doniczki, wstążki, konfekcjonowane nawozy, itd. — fot. 3), a także sezonowymi produktami (cebule kwiatowe, produkty bożonarodzeniowe, walentynkowe, itp.). Następnie otwarto część hurtowni na zewnątrz, gdzie gromadzone są krzewy i drzewa ozdobne oraz byliny. Wreszcie, pod wpływem klientów detalicznych, którzy nie chcieli przyjmować argumentów, że hurtownia nie sprzedaje pojedynczych roślin, 3 lata temu utworzono centrum ogrodnicze (fot. 4).


FOT. 3. DZIAŁ Z AKCESORIAMI


FOT. 4. CENTRUM OGRODNICZE ZAŁOŻONO PRZY HURTOWNI, BY ZASPOKOIĆ
POTRZEBY KLIENTÓW DETALICZNYCH

Całość znajduje się na dzierżawionym gruncie i zajmuje 1,5 tys. m2 pod dachem oraz 1 ha na zewnątrz. Green Line zatrudnia prawie 200 ludzi, w tym projektantów wnętrz czy ogrodów. Towary z hurtowni docierają do ponad 60 miast Federacji Rosyjskiej, a w samej Moskwie — do około 150 klientów. W ofercie firma ma przeszło 20 000 pozycji, z czego mniej więcej 600 zajmują kwiaty cięte (średnio na tydzień sprzedaje się ich 150 000 szt.), a do tysiąca — rośliny doniczkowe. Produkty zaopatrzone są w kody kreskowe, a nowoczesny system przepływu informacji w obrębie hurtowni ułatwia logistykę.

Jak podaje G. Łastowski, w sumie importuje 85% towarów, przy czym rośliny doniczkowe —
w stu procentach (z Holandii i Danii), a kwiaty w znakomitej większości. Polskie akcenty to materiał szkółkarski (fot. 5), który sąsiaduje z niemieckim, belgijskim, holenderskim oraz węgierskim, a także niektóre akcesoria (np. nawozy — fot. 6).


FOT. 5. KRZEWY IGLASTE — W WIĘKSZOŚCI Z POLSKI


FOT. 6. NAWOZY POLSKIEJ PRODUKCJI

Najbliższe plany

Rodzimą produkcję ogrodniczą właściciel wspiera dostarczając półproduktów, które sprowadza z ciepłych krajów (draceny, szeflery, kodieum). Spodziewa się, że śladem jednego przedsiębiorstwa — Izmaiłowskiego Sowchozu — które skorzystało z jego podpowiedzi i skróciło cykl uprawy roślin doniczkowych, pójdą inne. Tymczasem przygotowuje się do realizacji kolejnego pomysłu: na powierzchni 5 ha zamierza wybudować nowoczesne szklarnie i prowadzić tam produkcję na miarę XXI wieku. Musi to jednak zrobić we współpracy z państwowym partnerem, gdyż zakup ziemi o takim areale w pobliżu Moskwy jest barierą nie do pokonania. Gienadij Łastowski podkreśla, że chce wykorzystać potencjał kraju, którego siłą są bardzo dobrze wykształceni ludzie, niemogący jednak w ogrodniczej branży pokazać pełni swoich możliwości. Głównie ze względu na przestarzałe technologie, jakie wciąż dominują w rosyjskich gospodarstwach. Twierdzi, że powoli ten stan będzie się jednak zmieniał, czego pierwsze symptomy już są widoczne.