• 12-636-18-51
  • wydawnictwo@plantpress.pl
ogrodinfo.pl
sad24.pl
warzywa.pl
Numer 02/2004

SEKATOR TYCZKOWY NIESŁUSZNIE ZAPOMNIANY

W październikowym felietonie pisałem o trudnościach, jakie wiążą się z wysoko prowadzonymi drzewami w naszych sadach. Wskazywałem również na możliwości ich przezwyciężania dzięki użyciu specjalistycznych maszyn do ochrony oraz cięcia i zbioru owoców. Już wkrótce należy liczyć się z pojawieniem się odpowiednich wentylatorów do opryskiwaczy. Docierają do mnie sygnały, że niedługo zostanie zademonstrowany krajowy wentylator wytwarzający strumień powietrza sięgający wierzchołków takich drzew. Nieco gorzej jest ze zbiorem i cięciem, w którym człowiek nadal jest niezastąpiony. Można jednak znacznie obniżyć wysiłek przez użycie odpowiednich drabin i prostych narzędzi. Liczę, że w końcu ktoś zrobi dobry interes i zaoferuje tanią trójnożną drabinę aluminiową dla sadowników. Dobrze by było, aby najpierw zadał sobie nieco trudu i dowiedział się, jak taka drabina wygląda. Znacznie taniej jest wcześniej zapytać i dokładnie rozpoznać sprawę, a dopiero później zaproponować sensowne rozwiązanie. To samo dotyczy sekatora tyczkowego, który warto odkurzyć, i przy nim chcę zatrzymać się nieco dłużej.

Próbowałem zgłębić problem i poszukać odpowiednich sekatorów tyczkowych w naszych sklepach ogrodniczych. Niestety, efekty tych poszukiwań nie były zachęcające. Kilka tygodni temu bacznie rozglądałem się za takim sekatorem na największych w Europie i chyba także w świecie targach EIMA w Bolonii (Włochy). Prezentowało się tam około dwudziestu producentów narzędzi do cięcia i szczepienia, a każdy z nich oferował sekatory tyczkowe. Były to zazwyczaj doskonale wykonane narzędzia, nieraz o bardzo pomysłowej konstrukcji. Niektóre z nich były tak delikatne, że bałem się je wziąć w ręce, aby czegoś nie zepsuć. Z kolei inne, wyglądające na nieco bardziej solidne, były nieporęczne i nie nadawały się do
towarowego sadownictwa. Mogły służyć co najwyżej niezbyt wymagającym działkowiczom. W rozbawienie wprawiały mnie sekatory, które trzeba było trzymać jedną ręką za tyczkę i tak celować hakową stalnicą, aby ją zaczepić o gałąź przewidzianą do wycięcia. Wtedy drugą ręką należało pociągnąć za sznurek podczepiony do ostrza i dopełnić dzieła. Można odnieść wrażenie, że pomysłodawcy takich rozwiązań nigdy w sadzie nie byli i dlatego pewnie nie wiedzą, że sznurek łatwo zaplątać na gałęziach, a trzymanie sektora w jednej ręce przez cały dzień wymaga niezwykłej sprawności fizycznej.

Skoro stare nie zawsze jest gorsze od nowego, to może warto przypomnieć sobie zapomniany już nieco sekator tyczkowy. Był on wytwarzany w kraju w latach 70. i 80. ubiegłego stulecia. Nigdy nie znalazł jednak poczesnego miejsca w naszych sadach, ponieważ nadawał się do usuwania tylko cienkich gałęzi — o średnicy do 25–30 mm, a takich w ówczesnych tradycyjnych sadach było niewiele. Dominowały wtedy grube gałęzie wymagające raczej solidnej piłki niż sekatora.

Zalety sekatora tyczkowego doceniłem, podobnie jak inni koledzy, podczas stażu w sadzie u nieżyjącego już Grady Auvila z Orondo — niegdyś najlepszego sadownika w Stanach Zjednoczonych. Nawet przywiozłem taki sekator do kraju. Służył mi przez prawie dziesięć lat, gdy dorabiałem do skromnej pensji cięciem u grójeckich sadowników. W odróżnieniu od opisanych wyżej "wynalazków" było to bardzo proste i funkcjonalne rozwiązanie. Na końcu solidnej drewnianej tyczki zamocowano podwójną hakową stalnicę współpracującą z mimośrodowo zamocowanym nożem. Nóż był połączony za pośrednictwem stalowego drutu i układu dźwigniowego z drewnianą przesuwką przemieszczaną wzdłuż tyczki podczas cięcia. Prosty, niezawodny mechanizm i wysokiej jakości materiały, czyniły zeń narzędzie, bez którego amerykański sadownik nie potrafi się obejść.

Moi starsi koledzy podejmowali starania uruchomienia produkcji tego typu sekatorów w Polsce i nawet im się to udało. Niestety, brak dostępu do gatunkowej stali i nasza skłonność do daleko idących uproszczeń sprawiły, że były to narzędzia często się psujące i nietrwałe. Trudno oczekiwać, że ze stali "sztachetowej" można zrobić przyzwoitej jakości przyrząd tnący.

Wadą sprzedawanych tyczkowych sekatorów pneumatycznych jest nie najlepsze wyważenie, gdyż niemal cała masa jest skupiona na górnym końcu tyczki. Jeśli już jednak kogoś stać na zestaw narzędzi pneumatycznych, to gorąco namawiam, aby sprawili sobie również przedłużacze do cięcia górnych partii drzew. Należy liczyć się z coraz szerszym wprowadzaniem narzędzi pneumatycznych do naszych sadów. Jakkolwiek nie zwiększają one znacząco wydajności pracy, ale na pewno czynią ją znacznie lżejszą. Trudno jednak oczekiwać, aby wyparły one tradycyjne narzędzia. Wiąże się to z kosztami zakupu oraz eksploatacji, jak i z "przywiązaniem" do węża podłączonego do sprężarki.

Zmieniły się sady — drzewa na podkładkach karłowych, choć wyżej prowadzone rosną znacznie słabiej i nie wymagają użycia piłki. W tych z wysoko prowadzonymi drzewami zamiast wspinać się po chybotliwej drabinie, cięcie można prowadzić z ziemi, co jest znacznie wygodniejsze i wydajniejsze. Świetnie nadają się do tego celu ręczne sekatory tyczkowe. Warto więc sobie o nich przypomnieć.