• 12-636-18-51
  • wydawnictwo@plantpress.pl
ogrodinfo.pl
sad24.pl
warzywa.pl
Numer 09/2004

ENERGETYCZNE DYLEMATY

Tegoroczna wyjazdowa konferencja Stowarzyszenia Producentów Ozdobnych Roślin Cebulowych odbyła się na początku czerwca w Białymstoku i okolicach oraz w Białowieży. Ten rejon — najzimniejszy w kraju — dobrze pasował do głównej tematyki zjazdu, która dotyczyła spraw energii w uprawach pod osłonami. Tradycyjnie przy okazji takich konferencji, których część stanowią wykłady, zwiedzano też okoliczne gospodarstwa członków SPORC zajmujących się produkcją roślin cebulowych. Ale nie tylko. Tym razem do przewodniego motywu spotkania najbardziej przystawało to, co można było obejrzeć w firmie Jerzego Wilczewskiego w Białousach.

Na bazie biomasy

Gospodarstwo ogrodnicze Jerzego Wilczewskiego (fot. 1) — znane też z wielohektarowych upraw sadowniczych (m.in. borówka wysoka, czarny bez, rokitnik, aronia, czyt. też HO 12/2002) — zwraca uwagę ze względu na sposób ogrzewania cieplarni. Otóż energię na potrzeby 11-hektarowych szklarni i tuneli z różami uprawianymi na kwiaty cięte produkuje się ze spalania słomy, trocin i innych odpadów drzewnych. Taki sposób ogrzewania funkcjonuje od 1989 roku — na północno-wschodnim krańcu Polski nie sposób było utrzymać właś­ciwej temperatury pod osłonami bazując na przydziałowych normach węgla (200 kg/m2/rok). Z drugiej strony, nawet korzystanie z miału byłoby mało ekonomiczne w tak trudnych warunkach klimatycznych. Dlatego też w latach 80. ub. wieku właściciel przerobił piece węglowe na kotły przeznaczone do spalania trocin, a później je zmodyfikował i zbudował kolejne, od nowa. Inspiracją były dla niego piece, w jakich pół wieku wcześniej Niemcy spalali w okolicznych tartakach trociny produkując z tego odpadowego materiału energię cieplną. Kolejnym źródłem pomysłów dla Jerzego Wilczewskiego okazały się nowoczesne duńskie kotły do spalania biomasy.


Fot. 1. Jerzy Wilczewski z synem Adamem

Obecnie w gospodarstwie pracuje 6 pieców, o łącznej mocy cieplnej 45 MW. Część z nich, z paleniskiem w kształcie walca, przeznaczona jest do spalania balotów słomy (fot. 2, 3), a pozostałe (prostopadłościenne) — odpadów drewna (fot. 4). Paleniska tych drugich przystosowane są do pomieszczenia kłód o wymiarach 1 x 2,40 m. Używa się pociętych pni starych topoli, sadzonych kiedyś w okolicy w dużych ilościach, a także zrębków, które — jako dobrze wysuszony materiał — dosypywane są z góry na palenisko z dość mokrym drewnem pni. Ważne jest właściwe składowanie surowców (fot. 5), na przykład nie wolno łączyć surowca wysuszonego z wilgotnym, aby nie dochodziło do samozapłonów.


Fot. 2. Kotłownia z piecami przystosowanymi do spalania słomy


Fot. 3. Palenisko pieca, w którym spala się baloty słomy


Fot. 4. Kotłownia służąca do spalania odpadów drzewnych


Fot. 5. Składowanie trocin, zrębków i innej biomasy łatwo ulegającej samozapłonowi musi podlegać ścisłym reżimom

Coraz trudniej, niestety, pozyskać dwa podstawowe dotychczas surowce. Trociny, których jeszcze niedawno było pod dostatkiem, obecnie kupowane są — po konkurencyjnej cenie — przez fabrykę płyt pilśniowych w Mielcu, która działa na dużą, międzynarodową skalę. Coraz trudniej też zdobyć słomę — w ubiegłym roku trzeba było po nią dość daleko jeździć, pokonując 120–130 km. Jej cena wynosiła 50 zł/ha, przy czym J. Wilczewski sam zajmuje się zbiorem słomy z pola i balotowaniem (fot. 6) — posiada do tego własny sprzęt, między innymi 2 pra­sy rolujące oraz ładowarki. W 2003 r. pozyskał ten surowiec z 4000 ha plantacji. Oprócz słomy zbożowej, korzysta z gryczanej i rzepakowej, która jednak szybko się spala. Ma przy tym świadomość, że słoma zbożowa będzie drożała i — podobnie, jak trociny — znajdzie się dla niej konkurencyjny rynek (ciepłownie na biomasę). Dodaje, że w Danii, gdzie śledził podobne tendencje, rolnicy uzyskują ze sprzedaży słomy 30–40% dochodu brutto z produkcji zboża.


Fot. 6. Baloty słomy przygotowanej do spalania

W perspektywie ma więc korzystanie w większym stopniu z innego surowca — wierzby wiciowej (Salix viminalis), tak zwanej energetycznej. Od ponad 5 lat zajmuje się uprawą i rozmnażaniem tej rośliny, której wydajność energetyczna, w przeliczeniu na hektar plantacji (50 t suchej masy/ha), porównywalna jest z wydajnością 1 tony węgla. Na razie wierzba rośnie u J. Wilczewskiego na przeszło 400 ha, ale w najbliższym czasie zamierza posadzić jej drugie tyle. Pierwszą część plantacji założono jednak na ubogich, łatwo wysychających glebach, toteż rośliny dają słabe przyrosty — zwłaszcza w warunkach suszy, jaka panowała w poprzednich latach. Jerzy Wilczewski uważa, iż tylko w glebie gliniastej, przy regularnych opadach, wierzba ta mogłaby dawać roczne przyrosty o długości 5 m. Twierdzi ponadto, iż po 2 latach od posadzenia warto drzewa przyciąć (najlepiej zmodyfikowanym kombajnem do zbioru kukurydzy), aby pobudzić je do rozkrzewienia i produkcji większej masy z metra kwadratowego.

Róże (fot. 7), ponad 30 odmian, nie są uprawiane w systemie całorocznym, lecz ze spoczynkiem zimowym. Otóż od listopada obniża się temperaturę dbając jedynie, by nie spadała poniżej 0°C. Podnosi się ją ponownie już w grudniu — tak, by pierwsze kwiaty cięte uzyskać na Walentynki. Jak mówi żona J. Wilczewskiego Helena, produkcja z doświetlaniem asymilacyjnym, którą kiedyś prowadzono w gospodarstwie, nie przyniosła dobrych rezultatów — nakłady były duże, a jakość kwiatów niezadowalająca, toteż zrezygnowano z tego zabiegu i sprzedano lampy. Obecnie gros cieplarni to nowoczes­ne tunele zblokowane (fot. 8), z podwójną warstwą folii. Dział różany gospodarstwa ma dobrze wyposażone w maszyny zaplecze, gdzie sortuje się i pakuje kwiaty, a także chłodnię. Kwiaty, za pośrednictwem hurtowników, którzy przyjeżdżają po towar do Białous, trafiają na giełdy w całym kraju, między innymi do Warszawy, Wrocławia, Lublina, Rzeszowa. Jak twierdzą właściciele, produkują za mało róż (choć dziennie ścinają do 30 tysięcy kwiatów), ale barierą jest właśnie ogrzewanie cieplarni, w tym ilości biomasy potrzebnej do tego celu (rocznie ok. 20–30 tys. ton). W najzimniejszą styczniową noc 2004 r., kiedy temperatura spadła do –37°C, spalono w ciągu doby 85 ton słomy, przy czym pod osłonami uzyskano 10–12°C.


Fot. 7. Róże na plantacji Jerzego Wilczewskiego


Fot. 8. Tunele zblokowane, w których uprawiane są róże

Tradycyjnie, z wykorzystaniem miału

Henryk Katruk (fot. 9) prowadzi w Dobrzyniewie Dużym koło Białegostoku gospodarstwo rodzinne. Powstało ono w 1974 roku, ale w 1991 r. zostało prawie doszczętnie zniszczone przez grad i na nowo odbudowane. Składa się ze szklarni oraz tuneli foliowych i ogrzewane jest miałem (z dodatkiem trocin), którego zużywa się 500–800 ton rocznie. Kotłownia sterowana jest komputerowo, to znaczy pracuje na podstawie pomiarów temperatury powietrza w szklarni. W gospodarstwie,o łącznej powierzchni 7000 m2 pod osłonami jest różnorodny asortyment roślin. Dominują rośliny cebulowe i anturium (2000 m2, 6 odmian, na czele z 'Bolero' — fot. 10), za nimi plasuje się strelicja (1300 m2, nasadze­nia 4- i 15-letnie), a następnie róże (1000 m2, 5 odmian firmy Terra Nig­ra, rośliny sadzone do podłoża torfowego z dodatkiem styropianowych odpadów). Choć róże zajmują na razie stosunkowo niewielką powierzchnię, właś­ciciel uważa je za najbardziej przyszłościową uprawę. Warto dodać, że Henryk Katruk jest nie tylko członkiem Stowarzyszenia Producentów Roślin Cebulowych, ale także Klubu Producentów Anturium.


Fot. 9. Henryk Katruk w biurze, gdzie w komputerze może sprawdzać parametry uprawowe w szklarni


Fot. 10. Plantacja anturium — dugiej, oprócz roślin cebulowych, najważniejszej uprawy w tym gospodarstwie

Z cebulowych najwięcej sadzi tulipanów (350 000 cebul), które pędzone są na kwitnienie od połowy grudnia do kwietnia, w podobnym cyklu uprawia się narcyzy (40–50 tysięcy). Większość cebul sprowadzana jest za pośrednictwem firmy Polyanna. Z własnej reprodukcji, którą rozpoczęto niedawno na powierzchni 0,5 ha, pochodzi 10% cebul. Cebule przeznaczone do pędzenia sadzi się do skrzynek i ukorzenia w chłodniach (w bieżącym roku H. Katruk zamierza rozpocząć również doniczkową produkcję pędzonych roślin cebulowych). Na terenie gospodarstwa znajduje się 7 komór przechowalniczych lub chłodniczych w różnym wieku (niektóre wykorzystywane są do przechowywania kwiatów ciętych) — najnowsza powstała w ubiegłym roku. Do wyłożenia izolowanych styropianowymi płytami ścian i sufitu, w tej ostatniej użyto blachy, jaką stosuje się w drukarni na końcowym etapie przygotowywania materiałów do druku.

W grupie roślin cebulowych znajdują się też lilie, które właściciel uprawiał w bieżącym roku po raz pierwszy, w letnim cyklu. Cebule sadzono do skrzynek i przenoszono do tunelu, w którym do wczesnej wiosny pędzone były tulipany. Ciekawostką są kurkumy, które w postaci półproduktów — małych roślin w doniczkach — sprowadzone zostały w pierwszej dekadzie maja. Posadzono je następnie (3700 szt.) na wzniesionych zagonach w szklarni (fot. 11), do podłoża składającego się z: torfu, ziemi ogrodniczej, trocin i kawałków styropianu. Kwitnienie kurkumy rozpoczęło się 10 lipca i wyniki sprzedaży kwiatów ciętych okazały się satysfakcjonujące. Dlatego też pan Henryk zamierza w kolejnym sezonie powiększyć plantację nowej rośliny.


Fot. 11. Kurkuma — rośliny w miesiąc po posadzeniu na zagonie w szklarni

W gospodarstwie tym automatycznie dozowana jest pożywka dla poszczególnych upraw. Jej skład dostosowano nie tylko do potrzeb roślin — na przykład EC dla anturium wynosi 1,4, dla róż 1,6–1,8, a dla strelicji 2 mS/cm — ale przede wszystkim do składu chemicznego wody (zawiera dużo wapnia i magnezu). Z technicznych rozwiązań uwagę zwraca też, między innymi, komputerowy pomiar temperatury podłoża, od której — podobnie jak od temperatury oraz wilgotności powietrza — uzależnia się sterowanie klimatem pod osłonami.

Kwiaty z Dobrzyniewa sprzedawane są w Białymstoku — w kwiaciarni H. Katruka oraz w innych punktach deta­licznych, dokąd towar dociera za pośrednictwem trzech hurtowni. Właśnie do potrzeb takich odbiorców dostosowany jest asortyment uprawianych w tym gospodarstwie roślin.

Również tylko na lokalny rynek dostarcza swój towar Tomasz Cudowski (fot. 12) z Choroszczy. Prowadzi gos­podarstwo o łącznej powierzchni pod osłonami 6000 m2, z czego jedną trzecią zajmują szklarnie, a resztę — tunele foliowe. Są to obiekty wolno stojące, stawiane stopniowo w ciągu kilkunastu lat. Firma działa od 1979 roku, początkowo specjalizowała się w uprawie warzyw, a obecnie produkowane są tu tylko rośliny ozdobne. Dominują gerbery, wśród których największy udział mają polskie odmiany z firmy Pętoś (np. 'Delfin' — plenna, mało wymagająca). Pan Tomasz narzeka jednak na spadające z roku na rok ceny kwiatów gerbery, za które uzyskiwał wiosną 1 zł/szt. w przypadku odmian wielokwiatowych i 0,80 zł/szt. — za miniaturowe.


Fot. 12. Tomasz Cudowski na swojej plantacji gerbery

Rośliny cebulowe reprezentowane są w tym gospodarstwie przez lilie — odmiany 'Simplon' i 'Miami' (fot. 13) uprawiane w szklarni w skrzynkach, w tunelu — sadzone do gruntu. Sporą powierzchnię (570 m2) zajmuje cantedeskia etiopska (fot. 14), która produkowana jest w cyklu 2-letnim (po dwóch sezonach wykopuję się kłącza, dzieli i sadzi ponownie).


Fot. 13. Lilie (odmiana 'Miami') uprawiane w plastikowych skrzynkach


Fot. 14. Cantedeskia etiopska w szklarni T. Cudowskiego

Także i w tym gospodarstwie paliwem jest miał. Odpowiada to zresztą kalkulacjom podawanym podczas konferencji w Białowieży przez jednego z wykładowców, Romana Wagnera. Stwierdził on mianowicie, że wątpliwe z punktu widzenia ekonomicznego wydaje się obecnie inwestowanie w inny system ogrzewania przy powierzchni pod osłonami mniejszej niż 1 ha. Niestety, rosną ostatnio ceny węgla, a wraz z nimi — miału. Nic dziwnego, że ogrodnicy interesują się biomasą.