„JABŁKO Z IPO TO JEST TO”

    "Owoce z integrowanej produkcji — jakość i zdrowie" to temat imprezy promocyjnej zorganizowanej 21.10.2004 r. na terenie Łódzkiego Centrum Handlowego "Zjazdowa" SA. Celem spotkania było przekonanie producentów, zwłaszcza drobnych dostawców owoców sprzedających je na łódzkiej giełdzie, do rozpoczęcia integrowanej produkcji. "Będziemy walczyć o to, aby wszystkie jabłka na Zjazdowej pochodziły z takich upraw, bo jakość i bezpieczeństwo dla zdrowia nabywcy to obecnie najbardziej liczące się atrybuty produktów. Ale efektem ważnym będzie dla nas już 3 lub 4 producentów zainteresowanych integrowaną produkcją" — dodał Cezary Kołota prezes zarządu Ł.C.H. "Zjazdowa" SA.
    W hali giełdy swoje stoiska ustawiło kilkanaście grup producenckich (fot. 1), które oferują jabłka i inne owoce z sadów prowadzonych zgodnie z regułami IPO. Zorganizowano też konkursy na największe jabłko, najładniejsze stoisko oraz najciekawsze hasło promujące owoce z IPO.
    Ten ostatni wygrało zdanie "Jabłko z IPO to jest to".


    Fot. 1. Jabłkom z integrowanej produkcji przyglądali się nabywcy i producenci dostarczający owoców na łódzką giełdę

    Drugim i chyba ważniejszym celem było uświadomienie konsumentom, czym jest integrowana produkcja owoców i dlaczego warto szukać takich produktów, a nawet zapłacić za nie więcej. W tym celu na spotkanie zaproszono przedstawicieli prasy, lokalnego radia oraz telewizji. Prowadząca imprezę Monika Czerska — dziennikarka łódzkiej stacji radiowej trafnie określiła stan wiedzy nabywców o owocach z integrowanej produkcji — "o IPO usłyszałam kilka dni przed spotkaniem na giełdzie i myślę, że ten sam problem mają ludzie kupujący owoce na co dzień". Definicję oraz krótką historię IPO przedstawił uczestnikom prof. dr hab. Edmund Niemczyk. Według niego, w Polsce z IPO pochodzi tylko około 20% owoców (w Nowej Zelandii — 100%, w Szwajcarii — 70%), a dzieje się tak dlatego, że polscy konsumenci nie byli przygotowani na takie produkty — "Kiedyś jabłko znaczyło jabłko i nikt nie pytał, jak je wyprodukowano. Wciąż jesteśmy bardzo daleko w tyle pod względem zbytu owoców z IP, których sprzedaż to wielkie wyzwanie dla sadowników".

    Konsumentów trzeba informować o zaletach owoców ze znaczkiem IPO, pisać i przekonywać, czym różnią się od produktów tradycyjnych czy ekologicznych. Szkoda, że konkursowe hasła promujące IPO (fot. 2) pewnie nie wyjdą poza halę łódzkiej giełdy, choć to prosty, ale skuteczny sposób dotarcia do świadomości nabywców. "Dlaczego, jeżeli produkujecie tak dobre owoce, które dla zdrowia nabywcy mogą być bezpieczniejsze od produktów z sadów czy plantacji bez IP, nie informujecie o tym nabywców? Powinniście o tym pisać w prasie popularnej, informować w radiu czy telewizji. Tak postępuje przecież każdy, kto chce wypromować nowy produkt i zarabiać na nim pieniądze" — dociekała prowadząca spotkanie dziennikarka. Najczęstsze odpowiedzi to brak pieniędzy oraz organizacji, która powinna je na reklamę i marketing wyłożyć. "Wiemy, że klient nie wie co ma oznaczać naklejka z logo IPO, wiemy, że trzeba się chwalić, ale nie mamy za co" — tłumaczyli się do radiowych mikrofonów sadownicy. To kolejny dowód braku zorganizowania się polskich sadowników. Na Zachodzie ogrodnicze organizacje branżowe (stowarzyszenia producentów jabłek, śliwek, pomidorów, pieczarek, itp.) współfinansują wprawdzie kampanie marketingowe, ale przede wszystkim wspólnie walczą o wysupłanie na tego typu działania funduszy rządowych bądź unijnych (w UE są pieniądze na kampanie promujące spożycie owoców i warzyw). Trzeba sobie uświadomić, że jeżeli sadownicy wspólnie nie będą aktywni i nie będą nacis­kać na odpowiednie instytucje, nikt za nich nie zadba o interesy branży.


    Fot. 2. Jedno z haseł promujących jabłka z IPO

    Warto pogratulować łódzkiemu rynkowi (zwłaszcza pomysłodawczyni spot­kania Elżbiecie Bryszewskiej z działu marketingu — fot. 3) udanej imprezy. Może zostanie po niej jakiś ślad w świadomości nabywców, którzy na spotkanie dotarli lub obejrzeli sprawozdanie w relacji telewizyjnej. Na marginesie chciałbym jednak zwrócić uwagę na problem logo integ­rowanej produkcji owoców. Na większoś­ci stoisk dominowały bowiem jabłka i gruszki z obowiązującym dotychczas logo, które w niewielkim stopniu, ale jest już rozpoznawalne przez nie­-których nabywców. Nowe ("Integrowana Produkcja. Urzędowo kontrolowana" — dotyczy owoców i warzyw) pojawiło się bodajże tylko u jednego wystawcy. Może warto by na okres przejściowy zatrzymać oba znaki graficzne, aby nie wprowadzać zamieszania wśród klientów, zwłaszcza że na promocję nowego logo pewnie zabraknie funduszy.


    Fot. 3. Elżbieta Bryszewska — pomysłodawczyni imprezy — z owocami,
    które wygrały w konkursie na najcięższe jabłko


    „Owoce z integrowanej produkcji — jakość i zdrowie” to temat imprezy promocyjnej zorganizowanej 21.10.2004 r. na terenie Łódzkiego Centrum Handlowego „Zjazdowa” SA. Celem spotkania było przekonanie producentów, zwłaszcza drobnych dostawców owoców sprzedających je na łódzkiej giełdzie, do rozpoczęcia integrowanej produkcji. „Będziemy walczyć o to, aby wszystkie jabłka na Zjazdowej pochodziły z takich upraw, bo jakość i bezpieczeństwo dla zdrowia nabywcy to obecnie najbardziej liczące się atrybuty produktów. Ale efektem ważnym będzie dla nas już 3 lub 4 producentów zainteresowanych integrowaną produkcją” — dodał Cezary Kołota prezes zarządu Ł.C.H. „Zjazdowa” SA.
    W hali giełdy swoje stoiska ustawiło kilkanaście grup producenckich (fot. 1), które oferują jabłka i inne owoce z sadów prowadzonych zgodnie z regułami IPO. Zorganizowano też konkursy na największe jabłko, najładniejsze stoisko oraz najciekawsze hasło promujące owoce z IPO.
    Ten ostatni wygrało zdanie „Jabłko z IPO to jest to”.



    Fot. 1. Jabłkom z integrowanej produkcji przyglądali się nabywcy i producenci dostarczający owoców na łódzką giełdę



    Drugim i chyba ważniejszym celem było uświadomienie konsumentom, czym jest integrowana produkcja owoców i dlaczego warto szukać takich produktów, a nawet zapłacić za nie więcej. W tym celu na spotkanie zaproszono przedstawicieli prasy, lokalnego radia oraz telewizji. Prowadząca imprezę Monika Czerska — dziennikarka łódzkiej stacji radiowej trafnie określiła stan wiedzy nabywców o owocach z integrowanej produkcji — „o IPO usłyszałam kilka dni przed spotkaniem na giełdzie i myślę, że ten sam problem mają ludzie kupujący owoce na co dzień„. Definicję oraz krótką historię IPO przedstawił uczestnikom prof. dr hab. Edmund Niemczyk. Według niego, w Polsce z IPO pochodzi tylko około 20% owoców (w Nowej Zelandii — 100%, w Szwajcarii — 70%), a dzieje się tak dlatego, że polscy konsumenci nie byli przygotowani na takie produkty — „Kiedyś jabłko znaczyło jabłko i nikt nie pytał, jak je wyprodukowano. Wciąż jesteśmy bardzo daleko w tyle pod względem zbytu owoców z IP, których sprzedaż to wielkie wyzwanie dla sadowników„.


    Konsumentów trzeba informować o zaletach owoców ze znaczkiem IPO, pisać i przekonywać, czym różnią się od produktów tradycyjnych czy ekologicznych. Szkoda, że konkursowe hasła promujące IPO (fot. 2) pewnie nie wyjdą poza halę łódzkiej giełdy, choć to prosty, ale skuteczny sposób dotarcia do świadomości nabywców. „Dlaczego, jeżeli produkujecie tak dobre owoce, które dla zdrowia nabywcy mogą być bezpieczniejsze od produktów z sadów czy plantacji bez IP, nie informujecie o tym nabywców? Powinniście o tym pisać w prasie popularnej, informować w radiu czy telewizji. Tak postępuje przecież każdy, kto chce wypromować nowy produkt i zarabiać na nim pieniądze” — dociekała prowadząca spotkanie dziennikarka. Najczęstsze odpowiedzi to brak pieniędzy oraz organizacji, która powinna je na reklamę i marketing wyłożyć. „Wiemy, że klient nie wie co ma oznaczać naklejka z logo IPO, wiemy, że trzeba się chwalić, ale nie mamy za co” — tłumaczyli się do radiowych mikrofonów sadownicy. To kolejny dowód braku zorganizowania się polskich sadowników. Na Zachodzie ogrodnicze organizacje branżowe (stowarzyszenia producentów jabłek, śliwek, pomidorów, pieczarek, itp.) współfinansują wprawdzie kampanie marketingowe, ale przede wszystkim wspólnie walczą o wysupłanie na tego typu działania funduszy rządowych bądź unijnych (w UE są pieniądze na kampanie promujące spożycie owoców i warzyw). Trzeba sobie uświadomić, że jeżeli sadownicy wspólnie nie będą aktywni i nie będą nacis­kać na odpowiednie instytucje, nikt za nich nie zadba o interesy branży.



    Fot. 2. Jedno z haseł promujących jabłka z IPO



    Warto pogratulować łódzkiemu rynkowi (zwłaszcza pomysłodawczyni spot­kania Elżbiecie Bryszewskiej z działu marketingu — fot. 3) udanej imprezy. Może zostanie po niej jakiś ślad w świadomości nabywców, którzy na spotkanie dotarli lub obejrzeli sprawozdanie w relacji telewizyjnej. Na marginesie chciałbym jednak zwrócić uwagę na problem logo integ­rowanej produkcji owoców. Na większoś­ci stoisk dominowały bowiem jabłka i gruszki z obowiązującym dotychczas logo, które w niewielkim stopniu, ale jest już rozpoznawalne przez nie­-których nabywców. Nowe („Integrowana Produkcja. Urzędowo kontrolowana” — dotyczy owoców i warzyw) pojawiło się bodajże tylko u jednego wystawcy. Może warto by na okres przejściowy zatrzymać oba znaki graficzne, aby nie wprowadzać zamieszania wśród klientów, zwłaszcza że na promocję nowego logo pewnie zabraknie funduszy.



    Fot. 3. Elżbieta Bryszewska — pomysłodawczyni imprezy — z owocami,
    które wygrały w konkursie na najcięższe jabłko

    Related Posts

    None found

    Poprzedni artykułSCENARIUSZ TROCHĘ NIEZWYKŁY
    Następny artykułUNIJNE PERSPEKTYWY

    ZOSTAW ODPOWIEDŹ

    Wpisz treść komentarza
    Wpisz swoje imię

    ZGODA NA PRZETWARZANIE DANYCH OSOBOWYCH *

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany, podajesz go wyłącznie do wiadomości redakcji. Nie udostępnimy go osobom trzecim. Nie wysyłamy spamu. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem*.