• 12-636-18-51
  • wydawnictwo@plantpress.pl
ogrodinfo.pl
sad24.pl
warzywa.pl
Numer 12/2004

CO Z SADAMI PRZEMYSŁOWYMI?

W moim poprzednim felietonie wskazywałem na dość odległą perspektywę wprowadzenia mechanicznego zbioru jabłek konsumpcyjnych. Nie dotyczy to jednak owoców przemysłowych. Dostępne są już maszyny do tak zwanego dwufazowego ich zbioru, w którym jabłka otrząsa się na ziemię, a następnie zbiera się je i ładuje do skrzyniopalet. Wielkość uszkodzeń powstałych podczas takiego zbioru jest nie do zaakceptowania przez konsumentów jabłek świeżych, ale nie dyskwalifikuje owoców dla przemysłu. Jakkolwiek oczekiwania co do jakości surowca do przemys­łowego przerobu są znacznie mniejsze, niż dla owoców deserowych, to nie oznacza, że może on być nadmiernie uszkodzony. W związku z tym należy liczyć się ze stałym wzrostem wymagań, a "brutalny" sposób obrotu owocami przemysłowymi, typowy raczej dla buraków cukrowych niż jabłek, będzie musiał zostać zastąpiony bardziej cywilizowanymi metodami.

Wydawać by się mogło, że od zbioru mechanicznego jabłek już tylko krok do sadów przemysłowych, zwłaszcza że w przypadku porzeczek i agrestu zasadniczego przełomu dokonał zbiór kombajnowy. Czy tak samo może stać się z jabłkami? Wydaje się to mało prawdopodobne. Takie przekonanie wynika ze znacznie mniejszego wzrostu wydajności mechanicznego zbioru jabłek, w odniesieniu do ręcznego, niż dla owoców jagodowych. Są jednak inne argumenty mocniej przemawiające za wprowadzeniem upraw przemysłowych w naszym sadownictwie. Czy oznacza to, że dojrzeliśmy już do sadów przemysłowych? To wciąż na nowo odgrzewane pytanie słyszę już od prawie trzydziestu lat mojej pracy w instytucie. Argumentów za i przeciw tej koncepcji, choć głównie głosów przeciwnych, nigdy nie brakowało. Warto przypomnieć kilka z nich, mając na uwadze fakt, że o potrzebie pozyskiwania jabłek ze specjalnie posadzonych do tego celu sadów przemysłowych mówi się coraz częściej. Nie jest moim zamiarem udzielanie jednoznacznej odpowiedzi na postawione
w tytule pytanie, ponieważ nie czuję się do tego upoważniony, lecz co najwyżej zapoczątkowanie merytorycznej dyskusji na ten temat. Trudno bowiem pogodzić się z oczywistym faktem, że — choć ponad połowa naszych jabłek to owoce przemysłowe — żadne z nich nie pochodzi z sadu przemys­łowego. Produkcja owoców w takich sadach może być jednak tańsza i łatwiejsza, a odmiany bardziej przydatne dla przemysłu.

Wśród najczęściej powtarzanych argumentów przemawiających przeciw zakładaniu sadów przemysłowych było stwierdzenie, że w każdym sadzie część jabłek i tak nie spełnia wymagań owoców konsumpcyjnych. To skądinąd słuszne przekonanie dotyczy głównie starszych sadów. We współczesnych, poprawnie prowadzonych sadach karłowych ilość jabłek przemysłowych jest coraz mniejsza. Zawsze jednak może zdarzyć się grad lub wpadka
w ochronie, a przerobienie jabłek na zagęszczony sok może okazać się jedynym sensownym rozwiązaniem.

Przeciwnicy sadów przemysłowych twierdzą, że przy obecnych cenach skupu trudno znaleźć ekonomiczne uzasadnienie dla takich upraw. Niewątpliwie ceny skupu owoców i koszty produkcji decydują o opłacalności. Trudno się z tym nie zgodzić, ale co się stanie, gdy już nikomu nie będzie się opłacało zbierać jabłek przemysłowych, co przy stale rosnących kosztach robocizny i transportu staje się coraz bardziej realne?

Można przytoczyć jeszcze kilka bardziej lub mniej ważnych argumentów przemawiających za lub przeciwko zakładaniu sadów przemysłowych. Ostatnio pojawił się kolejny, mało znany, ale za to istotny dla konsumentów i przyszłej organizacji produkcji zarówno owoców, jak i wszystkich artykułów żywnościowych. Jest nim wymóg identyfikacji drogi (ang. traceability) produktu z sadu na stół. Oczekiwania w tym zakresie stają się coraz większe. Problem ten był już wielokrotnie poruszany na łamach "Hasła Ogrodniczego", ale nie spotkał się dotąd z większym zainteresowaniem praktyków. Już obecnie mówi się o konieczności określenia przez sprzedawcę artykułów żywnościowych w ciągu 4 godzin drogi każdego artykułu spożywczego w przypadku zatrucia pokarmowego, stwierdzenia przekroczeń pozostałości lub innych nagłych zdarzeń. Kilka miesięcy temu uczestniczyłem w konferencji
w Stuttgarcie (Niemcy), na której przedstawiano prace nad systemem informacji lokalnej GIS (Geographic Information System). Umożliwia on konsumentowi po zakupieniu soku lub butelki wina, odtworzenie całej drogi produktu za pośrednictwem internetu. Łącznie z informacjami od kogo pochodziły owoce, kto je zbierał, jakie stosowano nawozy i środki ochrony roślin, wreszcie, kto je przetwarzał i sprzedawał. Nie są to już futurystyczne pomysły, ale blis­ka rzeczywistość.

Jak zidentyfikować sad, z którego pochodzi wytworzony sok, jeśli dostawcami było kilkuset sadowników z terenu kilku województw? Zmniejszenie liczby dostawców i zakładanie dużych sadów przemysłowych w sąsiedztwie przetwórni może okazać się najprostszym rozwiązaniem tego problemu. Właśnie z tego powodu możemy być skazani na sady przemysłowe, choć jeszcze do tego nie dojrzeliśmy.