• 12-636-18-51
  • wydawnictwo@plantpress.pl
ogrodinfo.pl
sad24.pl
warzywa.pl
Numer 07/2000

KRAJOBRAZ PO BITWIE...

...jest na Mazowszu tak ponury, że jeden z sadowników, wspominając Święto Kwitnącej Jabłoni w Wildze, użył określenia "stypa".
...jest na Mazowszu tak ponury, że jeden z sadowników, wspominając Święto Kwitnącej Jabłoni w Wildze, użył określenia "stypa". Takie nastroje są wynikiem tegorocznych anomalii klimatycznych — przymrozki w nocy z 2 na 3 maja nie były ostatnie, powtórzyły się jeszcze w "zimnych ogrodników". Szkody w sadach są poważne — pierwsze szacunki zbiorów jabłek (jeszcze przed opadem czerwcowym) wahały się pomiędzy 1–1,3 mln ton. Dodatkowym problemem sadowników jest susza, trwająca prawie 2 miesiące. Najbardziej wprawdzie dotknęła ona Mazury i Podlasie, gdzie sadów jest niewiele, ale i na Mazowszu mocno dała się we znaki, zwłaszcza gospodarstwom, które dysponują lekkimi glebami. Mimo to, producenci o wiele bardziej zdają się przejmować skutkami przymrozków, niż suszy. Tymczasem nowoczesne sady są dużo bardziej niż dawne narażone na szkody wynikłe z obu tych przyczyn. Wysokie drzewa na 'Antonówce' czy 'A 2' ucierpiały od przymrozków stosunkowo mało, a ich potężny i głęboko rozrośnięty system korzeniowy dobrze sobie radzi także w czasie suszy. Drzewa na 'M 26' czy na 'M 9' są nie tylko znacznie niższe, ale też dużo płycej się korzenią. Warto tu przypomnieć wyniki badań profesora Słowika z 1984 roku. Na średnio zwięzłej glebie gliniastej główna masa aktywnych korzeni drzewa na 'Antonówce' zalega na głębokości 20–80 cm, podczas gdy na podkładce 'M 9' czy 'M 26' — na 10–40 cm. We współczesnym sadownictwie rola wody jest więc coraz bardziej istotna. Przekonali się o tym ci sadownicy, którzy wiosną bieżącego roku posadzili nowe kwatery, i szkółkarze o tej samej porze sadzący drzewka szczepione zimą w ręku. Bez nawadniania w obu przypadkach wiele materiału się zmarnowało. Nie oznacza to jednak, że należy powrócić do drzew na 'Antonówce'. Nawadnianie — to cena postępu.

Przymrozki
Mówiąc zaś o postępie, przytoczę refleksję pewnego sadownika i szkółkarza zarazem: "Byłoby chyba lepiej, żeby zamiast tych przymrozków wystąpiły silne mrozy zimą. Wtedy część kwater by wymarzła i następnej jesieni mielibyśmy przynajmniej ruch na rynku szkółkarskim". I chyba jest to prawda. W takim bowiem przypadku, z konieczności niejako, następuje (tak potrzebna) restrukturyzacja sadów. Przymrozki zaś, zwłaszcza te powtarzające się corocznie, niestety ją hamują.
Niektóre gospodarstwa padły ofiarą przymrozków w ubiegłym i bieżącym roku. Ich właściciele coraz poważniej myślą o instalacji minizraszaczy nadkoronowych. Wysokie koszty inwestycji, w takim roku jak bieżący, z pewnością się zwrócą. Znam sad, w którym minizraszacze uratowały w tym roku plon na 3 hektarach jabłoni. Na sąsiednich kwaterach nie będzie prawie nic. Zużycie 200–250 m3 wody na hektar jest wprawdzie duże, ale i tak o 50–70% niższe, niż przy klasycznych deszczowniach. Dla wielu rozstrzygające znaczenie ma fakt, że jest to jedyna pewna metoda walki z przymrozkami, jaką obecnie dysponujemy.
Aby następny rok był lepszy, nie można zaniedbać bieżących zabiegów pielęgnacyjnych, a szczególnie ochrony przed parchem. Do pierwszych dni czerwca w poszczególnych sadach na Mazowszu wykonano 5–8 zabiegów. Coraz częściej słyszę także, że chcąc zapobiec nadmiernemu wzrostowi drzew sadownicy wykorzystują, między innymi, podcinanie pni (patrz HO BIS 3/98 oraz HO 3/2000). Robią to jednak trochę "w ciemno", bo tylko na podstawie opinii specjalistów holenderskich, a także tych nielicznych kolegów Polaków, którzy próbują tej metody już od kilku lat. Szkoda, że nie sprawdzono jej w ścisłych doświadczeniach w Polsce (osobiście nie zetknąłem się z takim opracowaniem), ponieważ zabieg ten jest niekłopotliwy i mało pracochłonny, a łatwo przewidzieć, że sadownicy będą chcieli go wykorzystać w praktyce.
Przymrozki i susza spowodowały na tyle poważne straty, że Ministerstwo Rolnictwa i RW postanowiło uruchomić preferencyjne kredyty inwestycyjne i obrotowe przeznaczone dla najbardziej dotkniętych gospodarstw. Oprocentowanie jest dość atrakcyjne, bo wynosi 5%. Komisje szacujące straty pojawiły się w terenie już pod koniec maja. Wielu producentów obawia się jednak pułapki kredytowej (woleliby pomoc jednorazową, ale w innej formie), inni uważają, że dla wszystkich potrzebujących środków i tak nie wystarczy.
Majowe pogodowe niespodzianki nie ominęły także Rosji — w wielu rejonach w okresie kwitnienia drzew owocowych wystąpiły śnieżyce i mrozy. Pierwsze doniesienia mówiły o wymarznięciu wielu drzew i stratach szacowanych na przynajmniej połowę przeciętnego plonu owoców. W tym roku nie oznacza to, niestety, dodatkowych możliwości eksportowych dla większości polskich sadowników. Przeciwnie, wiele chłodni pozostanie prawie puste. Ich właściciele już rozglądają się za możliwościami wykorzystania obiektów do innych celów. To samo dotyczy licznych boksów w Broniszach. Ich utrzymywanie kosztuje 2000–2500 zł miesięcznie, a w wielu nie będzie w tym roku czym handlować. Dlatego dużo sadowników-operatorów decyduje się na ich wynajęcie.

Wzrosną koszty produkcji
Z powodu małych plonów jednostkowe koszty produkcji jabłek będą bardzo wysokie, a i bez przymrozków oraz suszy nakłady finansowe w rolnictwie oraz ogrodnictwie ciągle rosną, często z przyczyn od producenta niezależnych. Obliczono na przykład, że w ubiegłym roku z tytułu akcyzy na paliwo koszty produkcji w polskim rolnictwie wzrosły o astronomiczną sumę miliarda złotych. Nie inaczej będzie zapewne i w tym roku — tylko od 1 do 8 maja ceny paliwa podnoszono trzykrotnie.
Jednym ze skutków pierwszych ocen szkód przymrozkowych był wzrost cen hurtowych (o około 0,3 zł/kg) i detalicznych (o około 0,5 zł/kg) jabłek już w połowie maja oraz wzrost zainteresowania tymi owocami. Tendencja ta utrzymała się prawie do końca miesiąca, ale już na początku czerwca można było wątpić w jej trwałość. Tego rodzaju obawy wynikają znowu z przyczyn klimatycznych. Oto sezon truskawkowy rozpoczął się w tym roku wyjątkowo wcześnie. Po raz pierwszy widziałem te owoce w handlu detalicznym już 12 maja, a więc o prawie 3 tygodnie wcześniej niż w ubiegłym roku.

WYSOKOŚĆ ORAZ DYNAMIKA ŚREDNICH CEN OWOCÓW WYBRANYCH GATUNKÓW I ODMIAN NA RYNKU WARSZAWSKIM CZERWIEC 2000/CZERWIEC 1999


* - współczynnik konkurencyjności cenowej (ceny jabłek importowanych/ceny jabłek karjowych)
x) odmiany: 'Red Delicious', 'G. Delicious', 'Granny Smith'

W porównaniu do danych z czerwca 1999 roku, w bieżącym zmiany cen jabłek były zdecydowanie ujemne: w hurcie spadły średnio o 31%, a w detalu o 28% (tabela). Gdy porówna się je z majowymi z tego roku, to okaże się, że hurtowe wzrosły o 11%, zaś detaliczne tylko o 0,6%. Zamiast tego proponuję jednak porównać notowania czerwcowe z listopadowymi. Te ostatnie w hurcie były średnio o 12 groszy na kilogramie niższe, a w detalu o 20 groszy. Nawet przyjmując, że producent wszystkie jabłka sprzeda w detalu, to i tak różnica cen jest mniejsza niż oszacowane (raczej skromnie) koszty przechowywania. Chociaż dynamikę cen z tego sezonu uważam raczej za dziwną, to jednak myślę, że warto ją sobie zapamiętać. Jest bowiem prawdopodobne, że w taki właśnie sposób będą się kształtować ceny naszych jabłek po przystąpieniu Polski do UE. Barier celnych już przecież nie będzie, a na zachodzie Europy istnieje najczęściej problem nadprodukcji. Pojawił się on i w tym sezonie — marcowe zapasy jabłek w zachodnich chłodniach były szacowane na wyższe o 18% od ubiegłorocznych. Gdyby nie cła, część z nich trafiłaby na polski rynek.

Początek sezonu truskawkowego
Jak już wspomniałem, sezon truskawkowy rozpoczął się w tym roku wyjątkowo wcześnie. Ale z powodu trwającej jeszcze wtedy suszy pierwsze owoce były bardzo drobne. Na szczęście w połowie maja pojawiły się opady i stopniowo jakość owoców zaczęła się poprawiać tak, że na początku czerwca można było ją uznać za dostateczną. O tej porze sezon był już na półmetku. Można się pocieszać tym, że niedostatki w wielkości owoców tegoroczne truskawki zrekompensują smakiem — czego jak czego, ale słońca im nie brakowało. Ceny hurtowe i detaliczne "startowały" z wysokiego poziomu i w połowie maja wynosiły odpowiednio 10 i 15 zł/kg. Na początku czerwca hurtowe spadły do około 3,3 zł/kg, zaś detaliczne wynosiły średnio 5 zł/kg. W tym czasie rozpoczął też skup przemysł, proponując 1–1,4 zł za kg, jak zawsze więcej za owoce odszypułkowane.
Na podsumowanie sezonu oczywiście jeszcze zbyt wcześnie, ale można się już pokusić o pierwsze spostrzeżenia. Klienci nie protestują przeciwko drożyźnie, ale kupują mało — zwykle 0,5–1 kg. Wydaje się, że modę na domowe przetwory mamy już za sobą, a wysokie ceny owoców mają tutaj drugorzędne znaczenie. Ludziom po prostu brak czasu i przede wszystkim dlatego dominuje konsumpcja owoców deserowych. Do tego zapotrzebowania dostosowują się producenci i handlowcy. Nawet w pełni sezonu widzi się sporo owoców w coraz ładniejszych opakowaniach jednostkowych, zwykle o pojemności 0,5 kg. Mimo, że są one o 30%, a nawet 50% droższe od "łubiankowych", to jednak znajdują nabywców. Jest to kontynuacja trendu, który obserwowałem na rynku truskawek już w ubiegłym roku. Wart odnotowania jest także fakt, że inaczej niż w ubiegłych latach, teraz truskawkami interesują się również supermarkety. Wiele z nich oferuje owoce zarówno w łubiankach, jak i w opakowaniach jednostkowych, które w niczym nie ustępują hiszpańskim. Mowa oczywiście o nie gorszych opakowaniach, gdyż polskie truskawki są smaczniejsze.