• 12-636-18-51
  • wydawnictwo@plantpress.pl
ogrodinfo.pl
sad24.pl
warzywa.pl
Numer 08/2000

CEBULOWE NA LUBELSZCZYŹNIE

Okazją do lepszego zapoznania się z produkcją cebul kwiatowych w tym rejonie była wiosenna, wyjazdowa konferencja Stowarzyszenia Producentów Ozdobnych Roślin Cebulowych. Odwiedzono 6 gospodarstw, które - choć reprezentują jedynie część lubelskiego "zagłębia" - pozwalają formułować ogólne wnioski na jego temat.
Charakterystyka regionu
W tej części Polski plantacje są rozrzucone i niewielkie — tylko nieliczne mają powierzchnię ponad 1 ha (w Holandii średnia wynosi 6,1 ha, a mówi się tam, że przyszłościowe są uprawy 40-hektarowe). Lubelszczyzna jest jednak rejonem uznanym w kraju za okręg szczególnie przydatny do reprodukcji cebul tulipanów — na podstawie badań zapoczątkowanych w latach 50. przez prof. Stanisława Wóycickiego z SGGW. Sprzyjają jej dobre gleby (mady) oraz warunki klimatyczne. W rezultacie cebule z tamtejszych plantacji wcześniej niż na przykład na Pomorzu inicjują pąki kwiatowe, co pozwala skrócić okres tradycyjnego pędzenia (bez preparowania). Duży wkład w rozwój tej specjalności Lubelszczyzny miał również prof. Józef Dąbrowski i prowadzona kiedyś przez niego kolekcja tulipanów w puławskim IUNG-u, która zachęcała okolicznych ogrodników do podjęcia się uprawy niepospolitych roślin.
Dziś "cebulowy biznes", choć coraz trudniejszy, wciąż jednak należy do bardziej opłacalnych rolniczych specjalizacji regionu, zwłaszcza w porównaniu z typowymi tamtejszymi uprawami — chmielem czy tytoniem. Wiele gospodarstw zajmujących się reprodukcją cebul kwiatowych nie ogranicza się jednak do niej, lecz uzupełnia ją sadownictwem, szkółkarstwem, itd. Satysfakcjonujący dochód uzyskuje się — pomimo stosunkowo niewielkich areałów "cebulowych" plantacji — dzięki dużemu udziałowi pracy właściciela i jego rodziny, a ogólnie — taniej sile roboczej. Zakłady są przy tym słabo zmechanizowane; gdzieniegdzie, nawet na dużych powierzchniach, w dalszym ciągu praktykuje się metodę holenderską sadzenia cebul.
Jednak, jak twierdzi prof. Jerzy Hetman z Akademii Rolniczej w Lublinie, reprodukcja cebul roślin ozdobnych na tym terenie rozwija się i idzie w dobrym kierunku. Rynek z reguły chłonie cały towar pochodzący z Lubelszczyzny. Zdaniem prof. Hetmana, ogrodnicy powinni, mimo to, intensywniej zmieniać asortyment odmian, bardziej świadomie je dobierać, sięgać po nowości (fot. 1). Liczba odmian i tak ostatnio bardzo wzrosła w porównaniu z okresem sprzed kilku lat, kiedy to królowały mieszańce Darwina. Wprawdzie owa rozmaitość jest utrapieniem dla producenta, ale takie zmiany wymusza rynek.

FOT. 1. ASORTYMENT ODMIAN MUSI BYĆ STALE WZBOGACANY (TU: ODMIANA 'SPRING GREEN' Z GRUPY VIRIDIFLORA)


Na plantacjach, które odwiedziliśmy, z reguły uprawiano cebule dla odbiorców zaopatrujących rynek detaliczny. Na przykład, Grzegorz Matuszewski, który w Mareczkach koło Wąwolnicy uprawia tulipany na 60 arach, miał w tym roku ponad 60 odmian (fot. 2); ogrodnik ten produkuje również mieszańce azjatyckie lilii, zimowity i... truskawki).

FOT. 2. ROZMAITOŚĆ ODMIAN TO CECHA WIĘKSZOŚCI PLANTACJI NA LUBELSZCZYŹNIE (TU: GOSPODARSTWO GRZEGORZA MATUSZEWSKIEGO)


Gospodarstwa, z których cebule służą przede wszystkim do pędzenia, znajdują się obecnie w mniejszości. Do takich należy plantacja Jadwigi Dalmaty z Miłocina koło Nałęczowa, która — wraz z synem, Piotrem Ostańskim — reprodukuje tulipany na powierzchni 0,5 ha. Dominuje 'Apeldoorn', z którego sprzedażą są jednak coraz większe kłopoty, ale w sumie można doliczyć się około 40 odmian (fot. 3; mnogość jest w tym przypadku wynikiem kooperacji z klientami, którzy dostarczają cebul po pędzeniu, a później odbierają "podrośnięty" już materiał). Prace w tym gospodarstwie są w dużym stopniu zmechanizowane, choć sprzęt jest stary (4-rzędowa sadzarka "skierniewicka" do cebul tulipanów czy zaadaptowana koparka, pierwotnie przeznaczona do zbioru ziemniaków) — najnowszy nabytek to używana holenderska ogławiarka do tulipanów. Jest to, poruszające się na kołach, urządzenie o mechanizmie bębnowym, zaopatrzone w silnik spalinowy i wymagające dwuosobowej obsługi (prowadzenie wzdłuż zagonów). Jak podkreślała J. Dalmata, taki sprzęt stanowi duże ułatwienie, zwłaszcza gdy kwitnienie jest tak skoncentrowane w czasie, jak tego roku, kiedy wiosną panowała letnia pogoda.

FOT. 3. ODMIANA 'LEEN VAN DEN MARK' Z GOSPODARSTWA JADWIGI DALMATY I PIOTRA OSTAŃSKIEGO


Najmniejsza z odwiedzanych plantacji zajmowała 20 arów. Właściciel, Jan Białowąs (fot. 4), sam przystosował kilka urządzeń do pracy na tak małym polu.

FOT. 4. JAN BIAŁOWĄS (w środku, z założonymi rękami) OPOWIADA O SWOJEJ PRODUKCJI INNYM CZŁONKOM SPORC


Cebule sadzi się ręcznie — do wykopywania rowków służy graca z szerokim ostrzem, a wyoruje pługiem zaczepianym do małego, lekkiego ciągnika TV-PFMŻ-521. Tę drugą czynność usprawnia, wykonany z zęba od glebogryzarki, podcinak (fot. 5), dzięki któremu nie dochodzi do odwracania wyorywanej skiby, co w efekcie usprawnia zbiór cebul. Większą część plantacji zajmują tulipany, a uzupełnieniem są narcyzy. W ochronie tych pierwszych przed nornikami stosuje się z powodzeniem preparat Polytanol GR — granulki, które należy umieszczać, po 2– 5 sztuk, na głębokości 20–25 cm, w otworach wykopywanych co 2–5 m na zagonie.

FOT. 5. RUCHOMY PODCINAK PRZY LEMIESZU PŁUGA UŁATWIA ZBIÓR CEBULI



Ogólne prognozy
Tegoroczna wiosna — ze względu na suszę — była niekorzystna dla producentów cebul, zwłaszcza tych, którzy nie mieli zainstalowanych deszczowni. Uczestników wyjazdowej sesji SPORC, której częścią było seminarium oraz walne zgromadzenie członków zorganizowane w Puławach, mogły też zaniepokoić niektóre tezy wygłoszone przez dr hab. Liliannę Jabłońską z SGGW. Dotyczyły one bowiem sytuacji naszego ogrodnictwa w świetle przystępowania Polski do Unii Europejskiej, a także perspektyw stojących przed producentami cebul. Otóż prelegentka uświadomiła zebranym, że kwestia roślin ozdobnych w ogóle nie pojawia się przy stole negocjacyjnym, gdyż rynek kwiaciarski ma podlegać całkowicie zasadom wolnego rynku. Nie można też liczyć na przyszłe wspieranie z budżetu UE organizacji producenckich działających w "ozdobnej" branży. Realne wydaje się tylko dofinansowywanie z brukselskiej kasy promocji polskiego kwiaciarstwa, choć fundusze takie przyznawane są na podstawie wiarygodnych, bieżących statystyk dotyczących produkcji i sprzedaży (takowych u nas brakuje).
Z danych przedstawionych przez dr Jabłońską — w dużej mierze szacunkowych — wynika, że rośnie nasz eksport cebul roślin ozdobnych, którego wartość w 1998 r. wynosiła około 4707 tys. $. Równocześnie jednak zwiększa się — i to znacznie bardziej — import tego towaru. Przewaga importu cebul nad eksportem jest przy tym zjawiskiem notowanym we wszystkich — poza Holandią — krajach (Polska, jako producent, zajmuje 6. miejsce, z mniej więcej 600 hektarami plantacji; nasz kraj notuje przy tym mniejsze saldo ujemne niż Francja czy Wielka Brytania, zajmujące 4. i 5. pozycję). Wszystko wskazuje na to, że ów dystans między Holandią, do której należy już 95% światowego eksportu, a pozostałymi państwami będzie się zwiększał. Reprodukuje ona bowiem cebule na coraz pokaźniejszym areale, natomiast gdzie indziej panuje tendencja wręcz odwrotna. Polska, jako czwarty z najważniejszych eksporterów, wysyła za granicę zaledwie 0,9% tego, co Holandia, a druga w tym zestawieniu, Wielka Brytania — tylko 7%. Jednak w naszym przypadku sprzedaż ta, szacowana ostatnio na 1300 ton, jest bardzo niewielka w odniesieniu do całkowitej powierzchni plantacji roślin cebulowych — właściwie produkujemy na rynek krajowy.
Za najbardziej istotne polskie problemy prelegentka uznała:
- Kulejącą dystrybucję krajowego towaru i wynikającą stąd konkurencyjność dostawców holenderskich, z którymi udaje się zawierać kontrakty z odpowiednim wyprzedzeniem.
- Brak urzędowej kontroli materiału reprodukcyjnego i — w konsekwencji — niedostatek cebul elitarnych do zakładania plantacji.
- Reprodukowanie cebul na własne potrzeby, tzn. przez producentów, którzy jednocześnie zajmują się pędzeniem.
- Małą średnią powierzchnię plantacji w kraju (ocenia się ją na 2 ha), będącą w dużej mierze konsekwencją stanu rzeczy wymienionego w poprzednim punkcie, podobnie jak gorsza jakość i ograniczony asortyment odmian. Z ankiet przeprowadzonych w Polsce wynika, że najwięcej, bo 43% upraw, zajmuje areał mniejszy niż 1 ha, a tylko 23% — większy niż 4 ha (w Holandii — 50%).
W gospodarce wolnorynkowej, wraz z rozwojem kraju idzie w parze wzrost płac i kosztów produkcji, którego dynamika jest większa niż w przypadku cen produktów rolniczych (w tym cebul). Na przykład, aby opłacić 1 godzinę roboczą trzeba było w Polsce w 1992 roku sprzedać 8,7 cebul lilii-mieszańców azjatyckich, a w 1997 r. — już 13,3; (podobna prawidłowość dotyczyła innych roślin cebulowych, z wyjątkiem tulipanów — ekwiwalent wyniósł tu, odpowiednio, 26,2 i 26,5 sztuk). Poszerzanie areału upraw i poprawa produktywności staje się zatem koniecznością.
Ważna okazuje się także mocna reprezentacja; taką stworzyli holenderscy ogrodnicy, którzy — na przykład — co roku negocjują z rządem cenę gazu używanego do ogrzewania szklarni. Tylko dzięki sile przebicia, jaką posiada to lobby, płacą w efekcie dwa razy mniej niż inni komercyjni odbiorcy. Dobrze więc, że producenci ozdobnych roślin cebulowych stworzyli w Polsce organizację, jednak szkoda, że jest ona stosunkowo niewielka (ocenia się, że członkowie SPORC w sumie reprodukują około 20% krajowego materiału wyjściowego). Ci, którzy wstąpili do stowarzyszenia, już się przy tym przekonali, że przynosi ono liczne korzyści — wielu informacji i nauk, które producenci zawdzięczają tej przynależności, nie zdobyliby na własną rękę. A bez takiego zastrzyku wiedzy trudno się rozwijać.