• 12-636-18-51
  • wydawnictwo@plantpress.pl
ogrodinfo.pl
sad24.pl
warzywa.pl
Numer 02/2001

DZIŚ I JUTRO POLSKIEGO OGRODNICTWA

Przed miesiącem przedstawiłem ogólną relację z konferencji "Szanse i zagrożenia dla krajowego ogrodnictwa po przystąpieniu Polski do Unii Europejskiej". Obecnie chciałbym przybliżyć sytuację w poszczególnych działach sektora ogrodniczego, zgodnie z tym, jak widzą ją zaproszeni na lubelskie spotkanie polscy specjaliści od warzywnictwa, kwiaciarstwa oraz sadownictwa.
Warzywnictwo
Problemami tej branży zajęła się dr Wanda Cieślak-Wojtaszek z Instytutu Warzywnictwa w Skierniewicach. Polska produkcja warzywnicza jest duża, ale zupełnie niedostosowana do rynku światowego. Oznacza to, że nasze warzywa nie mają odpowiednich walorów handlowych, aby konkurować z produktami unijnymi czy światowymi. Dlatego pierwszym warunkiem dostosowania się do wymagań rynku UE będzie poprawienie jakości.
Produkcja warzyw rozwija się najszybciej ze wszystkich działów naszego ogrodnictwa. O ile w latach 70. produkowaliśmy 75 kg warzyw w przeliczeniu na statystycznego Polaka, to w 1998 roku już 108 kg. Ten trend jest typowy nie tylko dla naszego kraju. W Europie w latach 70. zbierano 56 mln ton warzyw, w sezonie 1997/98 — 90 mln ton (w Azji odpowiednio 122 mln ton i 405 mln ton). Dlaczego tak się dzieje? Rośnie popyt, bo zmienia się dieta — Europejczycy, w tym także i Polacy, zbliżają się do śródziemnomorskiego modelu odżywiania.
W rankingu największych europejskich producentów warzyw znajdujemy się na wysokiej, czwartej pozycji, po Włoszech, Hiszpanii i Francji, ale przed Holandią. Inaczej wygląda jednak zestawienie produkcji, importu i eksportu. Holandia eksportuje (średnia z lat 1996/97) 216 kg warzyw w przeliczeniu na statystycznego mieszkańca (importuje 78 kg), Hiszpania — 86 kg (sprowadza 8 kg), Polska — zaledwie 10 kg (za granicą kupujemy 7 kg). Nasz eksport hamują duże wahania podaży. Kiedyś byliśmy potentatem wśród dostawców cebuli na rynek niemiecki. Dostarczaliśmy ją tam od listopada do maja, bo później niemieccy konsumenci wybierali już świeżą cebulę z półkuli południowej. Jednak, gdy z powodu nieopłacalnych dla nas cen lub braku towaru nie byliśmy w stanie obsługiwać rynku niemieckiego, nasze miejsce szybko zajęła Holandia, zapewniając niemieckim odbiorcom ciągłość dostaw.
Często słyszy się nawoływania do zwiększenia spożycia warzyw w Polsce. Tymczasem trzeba sobie uświadomić, że przeciętny Polak zjada ich dużo — statystycznie 121 kg (średnia z lat 1996/97) rocznie. Pod tym względem wypadamy bardzo dobrze na tle innych krajów UE i zwiększenie konsumpcji warzyw będzie w Polsce bardzo trudne. Można by to zrobić poprzez import warzyw ciepłolubnych, ale na to jesteśmy zbyt biedni.
Według dr W. Cieślak-Wojtaszek trudna sytuacja polskiego warzywnictwa jest także wynikiem niekontrolowanej nadprodukcji. Mamy wiele małych gospodarstw, które po opłacalnym dla danego gatunku sezonie są w stanie bez problemu powiększyć uprawy dwukrotnie, na przykład z 10 arów do 20 arów, co rzutuje potem na opłacalność produkcji w gospodarstwach towarowych. W Polsce roczne wahania cen warzyw sięgają 400–500%, w UE zmiana notowań o 100% jest już wydarzeniem.

Kwiaciarstwo
Tym działem ogrodnictwa zajęła się dr hab. Lilianna Jabłońska. Zaczęła od stwierdzenia, że o ile sadownicy i producenci warzyw mogą się spodziewać pomocy po naszym wejściu do UE, to kwiaciarstwo nie jest na unijnym rynku wspierane w żaden sposób. Zajmujący się tą branżą ogrodnicy mogą więc liczyć tylko na samych siebie.
Na unijnym rynku nie jesteśmy liczącym się producentem roślin ozdobnych (wyjątkiem może się stać krajowe szkółkarstwo ozdobne). Szacunkowe dane z 1999 roku określają powierzchnię upraw pod osłonami w Polsce na 560–740 ha. We Włoszech pod osłonami rośliny ozdobne uprawia się na 4400 ha, w Hiszpanii — 2400 ha. Wyraźnym europejskim trendem jest powiększanie produkcji pod osłonami w krajach południowych, a zmniejszanie w pozostałych. Trudno jednak porównywać szklarnie i tunele w Hiszpanii z tymi w Polsce czy Niemczech. Budowane na południu Europy są bowiem zdecydowanie mniej kapitałochłonne, służą głównie do zabezpieczenia roślin przed deszczem i wiatrem, ale nie wymagają instalowania kosztownych systemów grzewczych. Wyjątkiem w chłodniejszej strefie Europy jest Holandia, w której produkcja roślin ozdobnych pod osłonami rośnie. Ale i w tym kraju w ostatnich latach systematycznie inwestuje się w uprawy w polu roślin na kwiaty cięte (takie nasadzenia w 1980 roku zajmowały około 1600 ha, w 1995 roku — ostatnie dostępne dane statystyczne — 2500 ha). Podobne tendencje — wyraźnie, choć na mniejszą skalę — widać też w Belgii i na Węgrzech. W Polsce ten rodzaj upraw ma znaczenie marginalne (około 200 ha), a nasi producenci wolą powiększać powierzchnię pod osłonami.
Zmiany zachodzące w krajach europejskich wskazują, że powinniśmy raczej rozwijać produkcję kwiatów ciętych w polu. Na razie przed niekontrolowanym importem tych towarów bronią nas jeszcze cła. Ale niezależnie od tego, czy będą one utrzymane, czy nie, dostawy kwiatów ciętych z krajów, gdzie można je produkować znacznie taniej, i tak będą rosły. "Nie zakładajmy więc nowych nasadzeń z przeznaczeniem na kwiaty cięte" — radziła dr hab. L. Jabłońska. Wprawdzie opłacalność w tej branży dochodzi jeszcze do 150%, ale koszty produkcji będą rosły w zawrotnym tempie i niedługo uprawa w szklarniach czy tunelach o powierzchni mniejszej niż 1000 m2 przestanie się liczyć na rynku. Istniejące już w Polsce osłony warto natomiast wykorzystać pod mniej zagrożone importem uprawy roślin doniczkowych. W 1999 roku zajmowały one już jedną trzecią powierzchni w polskich szklarniach i tunelach foliowych, ale i tak było to zdecydowanie mniej niż w innych krajach.
Kiedyś Polska szczyciła się dużą produkcją cebul roślin ozdobnych. Jednak od lat ten dział przestał się rozwijać, a wielu ogrodników się z niego wycofuje (od 10 lat areał upraw roślin cebulowych szacuje się na mniej więcej 600 ha). W tej dziedzinie nie mamy żadnej szansy na konkurencję z Holandią czy Wielką Brytanią. Według dr hab. L. Jabłońskiej, ci, którzy jeszcze produkują w Polsce cebule roślin ozdobnych, powinni kooperować z Holendrami, bo "lepiej współpracować i istnieć na rynku, niż z niego zniknąć".

Sadownictwo
W 2000 roku mieliśmy w Polsce około 150 000 ha sadów jabłoniowych, z tego — według szacunków omawiającego problemy sadownictwa prof. Eberharda Makosza — zaledwie 5000 ha można zaliczyć do nowoczesnych, czyli takich z obsadą 1500–3000 drzew na hektar. Powierzchnia intensywnych sadów śliwowych wynosiła w ubiegłym roku około 300 ha, a czereśniowych — zaledwie 10 ha. Obecnie sadownictwem zajmuje się w naszym kraju około 400 000 gospodarstw, z których 90% ma mniej niż 1 ha upraw, a zaledwie 2000 — więcej niż 5 ha. Jeszcze gorzej przedstawia się sytuacja w produkcji truskawek — na 425 000 plantacji tylko 3% to większe od 0,5 ha. Dlatego podstawowe zmiany w polskim sadownictwie muszą dotyczyć zwiększenia powierzchni nowoczesnych sadów i plantacji — wtedy będzie można zagwarantować wyższe plony dobrej jakości owoców, odmian akceptowanych przez odbiorców. Według profesora Makosza, powinniśmy dążyć do tego, aby w 2010 roku zmniejszyć powierzchnię sadów jabłoniowych do 135 000 ha, ale przy równoczesnym wzroście udziału sadów nowoczesnych do 25 000 ha.
Modernizacja gospodarstw wymaga jednak środków finansowych, których polskim sadownikom brakuje. Skutki ekonomiczne zaniedbań w unowocześnianiu obecnie mogą okazać się fatalne za kilka lat. Na razie nasi producenci nie mogą liczyć na pomoc ze strony państwa, a wsparcia najbardziej potrzebują ci, którzy już podjęli się modernizacji, bo to oni w efekcie ponoszenia dodatkowych nakładów notują ujemne wyniki finansowe produkcji. Tymczasem na Węgrzech czy na Litwie tamtejsi producenci mogą liczyć na przykład na współfinansowanie przez państwo budowy chłodni (do 50% kosztów).
Nasi sadownicy mogą nie sprostać unijnym normom jakościowym — we wrześniu, w styczniu czy maju jabłka muszą mieć te same parametry, być soczyste, twarde i jędrne. Po otwarciu granic może nam grozić napływ owoców z UE, jeżeli nasze będą droższe lub producenci będą mieli ich mniej niż wymagają tego odbiorcy. Już obecnie dla zaopatrzenia jednego supermarketu potrzeba bowiem 1000–3000 ton jabłek rocznie. Problemem może też być niewynegocjowanie z UE dopłat bezpośrednich dla polskich rolników.
Wejście do Wspólnoty niesie też ze sobą liczne szanse. Przede wszystkim rynek owoców powinien się ustabilizować (dzięki systemowi wycofywania towarów), co wyeliminuje obecne wahania podaży. Jeżeli polscy sadownicy będą mieli takie same prawa, jak unijni, to mogą liczyć na dopłaty bezpośrednie do produkcji i eksportu oraz na pomoc finansową dla grup producenckich. W pierwszych latach po integracji można się też spodziewać wzrostu cen owoców (w Polsce są one wciąż tańsze niż w UE). Wreszcie ogromną naszą szansą jest wykreowanie polskich produktów sadowniczych jako bezpiecznych dla zdrowia. Intensyfikacja upraw w UE doprowadziła bowiem do wzrostu zużycia środków ochrony roślin (u nas wystarczą 3, 4 zabiegi przeciwko szkodnikom, w Hiszpanii potrzeba ich 12) oraz nawozów. W porównaniu z plantacjami na Zachodzie, 45% naszych jest "prawie ekologiczne", ale niezbędne są badania, potwierdzające niską zawartość pozostałości środków ochrony roślin, popularyzacja tych wyników oraz marketing i wprowadzenie znaków handlowych, które umożliwią konsumentowi wybór (unijne wymagania jakościowe wymuszają identyczny wygląd jabłek danej odmiany, niezależny od miejsca produkcji). Możemy także konkurować na rynku unijnym niektórymi odmianami, chociażby '?ampionem' czy 'Elise'.
Do czego powinniśmy więc dążyć? Przede wszystkim do wspomnianej już poprawy jakości owoców, gwarantującej, że produkty gorsze nie będą wypierały z rynku tych lepszych, ale droższych. Po drugie, do powiększania gospodarstw. Według profesora Makosza, szanse na opłacalną produkcję będą miały większe niż 20 ha. Po trzecie, należy skończyć ze specjalizacją w uprawie tylko jednego gatunku. Obok sadu jabłoniowego warto posadzić także śliwowy czy czereśniowy. Po czwarte, konieczne jest współdziałanie w ramach grup producenckich. Tylko one mogą liczyć na pomoc finansową i być atrakcyjnym partnerem w negocjowaniu kontraktów z sieciami handlowymi, których znaczenie będzie rosnąć. Wreszcie, nie możemy sobie narzucić unijnego systemu organizacji handlu, gdzie najwięcej zarabiają pośrednicy. W Polsce marża handlowa nie przekracza 150%, w UE przy korzystaniu z pośrednictwa sięga nawet 400–500% (w hiszpańskiej Katalonii jesienią ubiegłego roku producentom płacono 65 peset za kilogram jabłek, w detalu kosztowały one mniej więcej 200 peset/kg).