• 12-636-18-51
  • wydawnictwo@plantpress.pl
ogrodinfo.pl
sad24.pl
warzywa.pl
Numer 04/1999

SOKI W AWANGARDZIE

Kilka lat temu emitowano w polskiej telewizji serial ''Dynastia''. W filmie tym często zastawaliśmy bohaterów przy śniadaniu. Dało się wtedy zaobserwować, że, oprócz kawy, na stole zawsze znajdował się sok pomarańczowy, co w amerykańskim domu było oczywiste.
W epoce ''Dynastii'' (początek lat 90.) spożycie soków i napojów owocowych w Polsce wynosiło zaledwie 2 litry na osobę rocznie. Ale, w tym przynajmniej przypadku, polskie zapatrzenie w Amerykę okazało się pożyteczne. GUS oszacował, że w 1998 r. statystyczny Polak wypił ponad 15 litrów soków i napojów owocowych. Jest to więc bardzo szybki wzrost. Ale równie duży jest jeszcze dystans dzielący nas w tym względzie od światowych liderów (tabela).

SPOŻYCIE SOKÓW W WYBRANYCH KRAJACH W 1997 r. (DANE GUS)


Niektórzy znawcy tego rynku twierdzą, że właśnie rozmiary dystansu pozwalają przewidywać dalszy wzrost krajowego spożycia soków w najbliższych latach. Dotychczasowa dynamika wzrostu spożycia soków sięgała 25-30%. Takim tempem nie może się poszczycić żadna inna grupa produktów na spożywczym rynku. Uważa się, że wzrost ten zacznie słabnąć dopiero wtedy, gdy statystyczny Polak będzie wypijać 20-25 litrów soków rocznie.

Jak to było możliwe?
O takim rozwoju sytuacji zadecydował zbieg trzech okoliczności. Zapatrzenie na Europę czy Amerykę Północną spowodowało zmianę naszych żywieniowych preferencji i wytworzyło rosnący stale popyt na soki. Wzrost produkcji owoców pozwolił go zaspokoić. Lata 80. byty czasem technologicznej rewolucji w polskich zakładach przetwórczych produkujących soki - nadal są one najnowocześniejsze w naszym przemyśle spożywczym. Od 1996 roku stały się przedmiotem rosnącego zainteresowania kapitału rodzimego i zagranicznego. Dzięki temu produkcja soków i napojów owocowych w 1998 roku przekroczyła 600 tyś. ton (według GUS w 1996 r. wyprodukowaliśmy ich 406 tyś. ton). Co więcej, notuje się zmiany jakościowe tych produktów zgodne z trendami światowymi. Oferta ulega urozmaiceniu, więcej jest soków naturalnie mętnych oraz, coraz częściej poszukiwanych, nektarów i napojów. Ze względów ekologicznych tekturowe jednorazowe opakowania zaczynają ustępować szklanym i plastikowym, wielokrotnego użytku.

Jakich soków pijemy najwięcej?
Badania rynku polskiego wskazują, że mieszkańcy naszego kraju preferują pomarańczowy (inaczej niż w Niemczech, gdzie w ubiegłym roku najwięcej pito soku jabłkowego). Jabłkowy jest dopiero na drugim miejscu ze stratą kilkunastu procent. W następnej kolejności znajduje się sok z czarnych porzeczek którego spożywamy 10% mniej niż jabłkowego. To, że na pierwszym miejscu kupowany jest sok z pomarańczy, dzieje się z wielu przyczyn. Po pierwsze: w minionym sezonie koncentrat soku pomarańczowego był bardzo tani. Po drugie: wiele firm jest zainteresowane niewielkimi partiami skoncentrowanych soków, które są przygotowane do rozcieńczania i rozlewania. Niestety, znaczna większość naszych zakładów nie jest technologicznie przygotowana do realizacji takich zamówień. Owoce krajowe przegrywają więc z pomarańczami. Po trzecie: nawet te firmy, które stać na telewizyjną reklamę, nie prezentują w niej wszystkich walorów soków z polskich owoców. Okazuje się, że także produkty z jabłek, czarnych porzeczek i wiśni bardzo dobrze spełniają wymagania niemieckich norm RSK (zawierających analizę wszystkich związków chemicznych i organoleptycznych). Inaczej mówiąc - soki te są bardzo smaczne, w czym niemały udział mają nasze lekkie gleby i umiarkowany klimat. Jeszcze w podręczniku profesora Szczepana Pieniążka można przeczytać, że owoce danej odmiany są tym smaczniejsze, im posadzona jest ona bliżej północnej granicy zasięgu gatunku, od którego pochodzi. To także atut polskich soków. A w reklamie o tym też cicho. Po czwarte: nic zanosi się na to, aby w roku gospodarczym 1998/99 więcej było na rynku soków, które wyprodukowano z krajowych surowców. Przeciwnie - można sądzić, że będzie ich około 5% mniej. Tylko bowiem 45% soków produkowanych w Polsce ma pochodzić z krajowych koncentratów. Na ten regres składają się zarówno niższe zbiory jabłek, jak też wysokie ceny mrożonych polskich wiśni i czarnych porzeczek. Wszystko to oznacza stratę kolejnego fragmentu rynku na rzecz importu.

Jakie firmy ''trzęsą'' rynkiem?
Szacuje się, że trzech największych w Polsce producentów wytwarza 70% soków i napojów owocowych. Rynek nektarów dopiero się rozwija, bo kupuje je co trzeci klient. Prawic 30% z tej puli ''zagospodarowała'' ta sama trójka producentów. Inwestorzy zagraniczni, żywo zainteresowani udziałami w sektorze produkcji soków, szybko zorientowali się, że wejście na nasz rynek jest możliwe właściwie tylko na drodze inwestowania w duże, działające na nim podmioty polskie. I tak się dzieje, czego przykładem może być zakup ZPOW w Rzeszowie przez firmę Alima-Gerber SA, zakładów Aronia w Łęczycy przez firmę Granini czy inwestycje Bank of America w Horteksie. Preferując - jako klienci - soki krajowe, wcale nie mamy pewności, czy są one wytwarzane z krajowego surowca i przez polską firmę. Na pewno wiadomo tylko, że wyprodukowano je w Polsce. Koncentracja kapitału, dla której granice państwowe nie są barierą, a tym samym jego ponadnarodowy charakter, to dziś na świecie norma i to nie tylko w przemyśle spożywczym. Trendu odwrócić się nie da, ale warto zadbać o to, aby kontrolny pakiet akcji był w rękach polskich. Nie chodzi tu o jakiś abstrakcyjny patriotyzm, tylko o to, by polska baza surowcowa była wykorzystywana w możliwie największym stopniu. Obecnie na naszym rynku funkcjonują już bowiem firmy, którym zaplecze surowcowe (w sensie bliskiego sąsiedztwa geograficznego) nie jest potrzebne. Po prostu: zajmują się one jedynie rozcieńczaniem i rozlewaniem soków. Zużywają więc koncentraty, które równie dobrze mogą pochodzić z importu. Według statystyk GUS, w 1996 roku funkcjonowało w Polsce 169 zakładów produkujących soki i koncentraty owocowe. Tylko 14 z nich należało do bardzo dużych (zatrudnienie powyżej 500 osób). Najwięcej (128) było prywatnych, małych (zatrudniających do 50 osób). Ich udział w produkcji wynosił tylko 10-15%, ale kondycja ekonomiczna była oceniana wysoko. Jak widać, nawet w epoce dominacji gigantów jest jeszcze na rynku miejsce dla mniejszych zakładów, o lokalnym znaczeniu.

Co to wszystko obchodzi sadownika?
Najbardziej powinno obchodzić tych sadowników, którzy produkują owoce deserowe. Paradoks ten jest tylko pozorny. W roku gospodarczym 1997/98 wyprodukowano w Polsce 150 tyś. ton koncentratu soku jabłkowego. W przeliczeniu stanowi to dużo ponad milion ton świeżych jabłek, które tym samym zostały ''zdjęte'' z rynku owoców deserowych. W latach o tak wysokich, jak w 1997 roku, zbiorach możliwości przemysłu przetwórczego (oceniane tylko w sektorze soków na 1,5 min ton owoców) są ''zaworem bezpieczeństwa'', który w dużym stopniu decyduje o normalnym funkcjonowaniu rynku owoców deserowych. Są już sadownicy w pełni doceniający działanie tego systemu naczyń połączonych. Tacy producenci sami próbują sit w przetwarzaniu jabłek (np. R. Morawski, R. Ozimek). Tą drogą wcześniej poszli Austriacy (trzecie miejsce na świecie w spożyciu soków na jednego mieszkańca). Osiągnięcie tam tak wysokiego spożycia było możliwe także dlatego, że w produkcję soków aktywnie włączyli się sami sadownicy. W większych gospodarstwach czy kooperatywach wytwarza się je już od wielu lat. Soki są zresztą tylko częścią bogatej oferty własnych przetworów owocowych. Działalność dużych i małych firm produkujących soki jest dla ludności wiejskiej szansą na stałe zatrudnienie, co poprawia sytuację na tym trudnym rynku pracy. Myślę, że sadownicy powinni być zainteresowani nie tylko zakładaniem małych firm, ale też zakupem akcji dużych. W ten sposób można utworzyć własne lobby. Jeżeli będzie silne - zagwarantuje wpływ na politykę surowcową firm. Za parę lat może to być jeden z najważniejszych czynników decydujących o stanie naszego rynku owoców. Warto przypomnieć i o tym, że statystyczny Rosjanin wypija obecnie niecałe 2 litry soków rocznie, a kryzys w tym kraju nie będzie trwał bez końca.