Zaczęło się od 80 metrów | |||||
Janina i Jan Chmielińscy (fot. 1) ze Słociny w czerwcu tego roku gospodarowali w szklarniach o łącznej powierzchni 4000 m2. Z tego około 1300 m2. zajmowało anturium — uprawiane w postawionej 3 lata temu, używanej holenderskiej cieplarni Venlo. Na pozostałym areale produkowano: ogórki, gerbery, cantedeskie i przygotowywano miejsce pod doniczkowe cyklameny. Jednak ogrodnicy ci w przededniu wizyty kolegów z klubu sfinalizowali umowę kredytową z bankiem, by w miesiąc później zacząć dobudować do już istniejących nowy obiekt szklarniowy, o powierzchni 2200 m2. — przeznaczony do uprawy anturium. Warto podkreślić, że jeszcze parę lat temu zajmowało ono zaledwie 80 m2. starej mnożarki. Przy takim skromnym stanie posiadania J. J. Chmielińscy pojechali wówczas na konferencję Klubu Producentów Anturium do Skierniewic i... "wsiąknęli" (pani Janina została nawet członkiem zarządu tej organizacji). Kolejnym przełomem był sezon 1999/2000, kiedy to we wspomnianej cieplarni Venlo posadzono około 13 000 roślin, które obecnie plonują. Przeważa 'Bolero', ale gospodarze chwalą też odmianę 'Pistache' i 'Simbę' (fot. 2). Ta ostatnia — zdaniem J. Chmielińskiej — tworzy jednak stosunkowo dużo krzywych pędów. Rośliny posadzono w styropianowych korytach (fot. 3), w piance poliuretanowej (Mosy) — podłożu inertnym coraz cześciej wykorzystywanym przez producentów anturium. Nawożenie z nawadnianiem jest zautomatyzowane, podobnie jak sterowanie klimatem pod osłonami. Ponieważ woda wodociągowa jest złej jakości (EC wynosi aż 0,8 mS/cm), właściciele zbierają deszczówkę i ją przede wszystkim wykorzystują do fertygacji. Dotychczasowy zbiornik ma pojemność 220 000 l i umieszczony jest pod nawą szklarniową. Dodatkowo — przy okazji rozbudowy obiektu — powstanie zewnętrzny rezerwuar (basen), który będzie mógł pomieścić 1 mln litrów wody. Od dwóch lat J. J. Chmielińscy prowadzą biologiczną walkę z wciornastkami (preparat Thripex), które przenoszą się na anturium z plantacji ogórków (choć te uprawiane są w osobnej szklarni) i przez to są uciążliwymi szkodnikami. Stosuje się też Biolarex, tak zwany mikrobiologiczny dodatek, który wspomaga ochronę roślin wzmacniając je i — jak twierdzą ogrodnicy — przynosi dobre rezultaty. | |||||
| |||||
Na "gruzach" starej szklarni | |||||
Lucyna i Adam Habowie (fot. 4) z Boguchwały dysponują zupełnie nowym obiektem, z 2001 roku. Powstał on w miejsce starego, który wyburzono, by zacząć wszystko od początku, na powierzchni 3400 m2. Z tego pod anturium przeznaczono 1600 m2, a resztę — pod gerbery i róże. Szklarnie wyposażone są w kurtyny energooszczędne — nie tylko poziome, rozciągane pod dachem cieplarni, gdzie pełnią zarazem rolę cieniówek, ale także pionowe, zamontowane na szczytowej ścianie szklarni. Te drugie stanowią zimą izolację termiczną, która zapobiega wychłodzeniu obiektu podczas częstych wówczas, silnych wiatrów. Także w tym gospodarstwie anturium posadzono w styropianowych korytach (w ich dnie biegnie rura, którą doprowadzana jest pożywka — fot. 5), ale w innym podłożu. Otóż składa się ono z torfu, który stanowi 30%, i kawałków styropianu. W uprawie jest obecnie 9 odmian, między innymi 'Sonata', 'Simba', którą L. Haba uważa za jedną z wyróżniających się nowości, podobnie jak 'Vulcano' — oceniając je jednak niżej niż 'Tropicala', z powodu gorszej jakości łodyg i mniej intensywnej czerwieni pochwy kwiatostanowej. Zamontowano dwa systemy nawadniania — linie kroplujące biegnące w 5 rzędach wzdłuż zagonu — oraz zraszacze, dzięki którym jednocześnie podnosi się wilgotność powietrza wokół roślin. W razie potrzeby zwiększa się ją jednak radykalnie, za pomocą nawilżaczy z wentylatorem (Hygro Fan Rotator), zawieszonych pod dachem cieplarni (fot. 6). Również i w tym gospodarstwie prowadzi się walkę biologiczną ze szkodnikami. Stała się ona wręcz koniecznością, gdy stwierdzono rozkruszka szklarniowego, który — jak twierdzi Lucyna Haba — został sprowadzony z materiałem wyjściowym. Jako organizm o bardzo niewielkich rozmiarach (dł. 0,6 mm), żerujący w zwiniętych pochwach kwiatostanowych i liściach, jest wyjątkowo trudny do wykrycia, a także do zwalczenia metodami tradycyjnymi. Tymczasem powoduje skorkowacenia i odbarwienie wymienionych organów, przez co kwiaty cięte tracą wartość handlową. Do zwalczania rozkruszka L. A. Habowie użyli preparatu Thripex (fot. 7), który okazał się skuteczny. | |||||
| |||||
Dodatek do goździków | |||||
Marta i Leszek Muchowie (fot. 8) z Lutoryża posiadają w sumie 3800 m2 szklarni (stary obiekt o powierzchni 1200 m2 i nowe cieplarnie Venlo). Anturium uprawiają dopiero od niedawna, na sześciuset metrach kwadratowych. Rośliny te potraktowali jako alternatywę dla warzyw, które przynosiły zbyt małe przychody z jednostki powierzchni, a wymagały dużych nakładów robocizny. Główną specjalnością M. L. Muchów są od lat goździki szklarniowe, które pani Marta odziedziczyła po ojcu. Choć — jak potwierdzają gospodarze — kwiaty te wracają w Polsce do łask (rynkiem zbytu jest zresztą nie tylko kraj — Rzeszów, Kraków, Warszawa — ale również Ukraina), ich produkcja jest bardzo pracochłonna. Pod tym względem anturium wypada zdecydowanie lepiej, ustępują mu też róże i ozdobny szparag (Asparagus densiflorus 'Sprengeri', syn. A. sprengeri), które zajmują — odpowiednio — 800 m2 i 600 m2. Anturium posadzono na zagonach gruntowych wyłożonych folią, obudowanych styropianowymi płytami, wzdłuż których biegną rury grzewcze. Jako podłoża użyto perlitu, sprowadzonego ze Słowacji (fot. 9). Z oszczędności zdecydowano się na najtańszy materiał wyjściowy (rośliny z multiplatów, tak zwane "korki", które już na miejscu przesadzano do większych kostek wełny mineralnej i w nich uprawiano przez 4 miesiące). Wydłużyło to jednak do około roku okres od zakładania plantacji do początku plonowania. Podstawową odmianą jest 'Tropical', który zajmuje 3/4 nasadzenia anturium, a uzupełniają go 'Vanilla', 'Casino' i biała nowość jeszcze bez nazwy, oznaczona numerem. Jedną z ostatnio poczynionych modernizacji w gospodarstwie był montaż nowej kotłowni do spalania mazutu, którym ogrzewa się szklarnie. Otóż zakupiono urządzenie z rotacyjnym palnikiem w kształcie turbiny (spalanie mazutu następuje już w 80°C) i systemem pośredniego podgrzewania tego paliwa do temperatury 65°C. Przynosi to oszczędności w gospodarstwie, w którym zimą ubiegłego roku — pomimo iż była ona stosunkowo łagodna — spalono prawie 100 tys. litrów mazutu. Jak podkreślają właściciele, duże mrozy (–20°, –25°C) są charakterystyczne dla ich regionu, choć pewną rekompensatę stanowi dość duża liczba słonecznych dni zimą. | |||||
| |||||
Plusy i minusy ubiegłego sezonu | |||||
Klub Producentów Anturium, choć wciąż jest organizacją niewielką i działającą głównie siłami społecznymi, nie tylko kontynuował w sezonie 2001/2002 szkolenia (czyt. HO 6/2002), ale również potrafił zadbać o promocję. Odbywała się ona poprzez grupowe uczestniczenie w targach i wystawach, gdzie zawsze anturium wzbudza podziw zwiedzających. Ostatnią taką prezentacją była Wiosenna Wystawa Kwiatów w Wojewódzkim Parku Kultury i Wypoczynku w Chorzowie, którą zobaczyło około 15 500 osób (anturium było wyróżniającym się kwiatem na ekspozycji, którą zdominowały drzewa i krzewy ozdobne). Popularyzacja anturium wśród potencjalnych klientów wydaje się niezbędnym, a zarazem najtańszym sposobem na poprawienie koniunktury. Jak bowiem mówili podczas czerwcowego spotkania producenci, wiosenne ceny kwiatów tych roślin spadły w bieżącym roku o 50 groszy/szt., a sprzedaż w wielu gospodarstwach skurczyła się o mniej więcej 20% (wyraźnie spadł przy tym popyt na bardzo duże, drogie kwiaty). Nie bez znaczenia dla takich wyników jest — oprócz kiepskiej sytuacji ekonomicznej Polski — fakt wyraźnego zwiększenia się areału produkcji anturium w naszym kraju, o czym można się było przekonać i na Podkarpaciu. < font> |